Translate

czwartek, 24 września 2015

8. Laid out on the floor, and you're not sure you can take this anymore

Kilka dni przed Bożym Narodzeniem opuściłam szpital. Sama, nie potrzebowałam tego człowieka. Nawet nie wiedział, iż właśnie tego dnia zostałam wypisana. Bartosz przestał dla mnie istnieć. On i te jego ohydne kłamstwa. Pojechałam do domu, ale tylko po to by zabrać swoje rzeczy i Amelię. Nie wiedziałam jeszcze dokąd się udamy. Jakiś hotel, może potem udałoby się wynająć jakieś niewielkie lokum. Nim weszłam na podwórko wielkiej posesji, dokładnie prześledziłam w głowie wydarzenia sprzed wypadku. Przeprowadzkę tutaj kojarzyłam bardzo dobrze. To ja wybierałam ten dom, to ja go urządzałam, byłam jego współwłaścicielem...To też było moje i ktoś pewnie by zaraz spytał, dlaczego nie chcę walczyć, dlaczego zostawiam dom Kurkowi? Odpowiedź jest prosta jak drut, po prostu nie mam siły walczyć. Nie chce mi się już. Potrzebuję spokoju. Tylko i wyłącznie. Towarzyszyło mi przekonanie, że bez Bartosza w końcu odczuję ulgę.
Ciągnąc za sobą walizkę, dosyć niepewnym krokiem doszłam do drzwi, chwytając za klamkę. Odliczyłam w myślach od 3 do 0, nabrałam powietrze w płuca i weszłam do środka. Było potwornie cicho. Aż się przestraszyłam. Obeszłam kuchnię, przedpokój i salon by po chwili udać się na piętro. Amelii nie było. Nie było jej rzeczy, zaś w naszej sypialni zastałam Kurka, który, trzymając w dłoni Ballantinesa leżał na łożu, wpatrując się w sufit. Miałam się nie odzywać, ale coś mi na to nie pozwoliło.

-Gdzie jest Amelia?-unikając jego spojrzenia, otworzyłam szafę, spod łóżka wyjęłam walizki i zaczęłam pakować wszystko co wpadło mi w dłonie

-U dzziaatkóf...-czknął, próbując wstać z łóżka-Nie chsse mnie znaśśś...

-Nie dziwię się.-odpowiedziałam tak spokojnie...jednak coś mnie tknęło. Chyba nie chodziło mi o to by nasze dziecko odwróciło się od osoby, która przez tyle lat poświęcała się tylko jej.

-Flaw, ja nie moge was ssstrasić!-doczłapał się do mnie, chwytając za ramię. Za wszelką cenę chciał bym na niego popatrzyła.

-Ty już nas straciłeś Bartek.-wypowiedziałam z pogardą.-Nie będę ci utrudniała kontaktów z Amelią. Jeśli ona oczywiście będzie chciała się z tobą widzieć, jednak o mnie zapomnij. Zapomnij, że Flawia Stęplewska była kiedykolwiek obecna w twoim życiu. To już koniec.-okręcałam obrączkę i pierścionki zaręczynowe jakie od niego dostałam-Mój adwokat się z tobą skontaktuje.-i w tamtej chwili zdjęłam te błyskotki, wkładając mu w dłoń-Żegnaj.

Nie zdążył wydać z siebie ani słowa więcej. Zabrałam co trzeba, zajechałam po Melkę do Kurków i pojechałyśmy przed siebie. Serce mi pękało, widząc ją taką przygnębioną. Zawiodła się na własnym tacie. I niby powinnam być teraz szczęśliwa, że oczyściłam siebie ze wszystkiego, ale nie potrafiłam. Kilku godzinna podróż mijała nam praktycznie bez słowa. Jej wzrok wbity tępo przed siebie nie wyrażał niczego. Musiałam się odezwać.

-Staniemy zaraz coś zjeść,

-Dlaczego tata nam to zrobił?-w końcu zadała te pytanie, wbijając spojrzenie we mnie-Nigdy nas nie kochał?

-Kochał, kocha...kochać będzie.-westchnęłam, zjeżdżając z autostrady na Orlen-Po prostu wtedy nie dorósł jeszcze do poważnego związku i założenia rodziny...I błędy młodości ciągną się za nami aż do teraz.-dodałam cicho, mając nadzieję, że Amelka nie karze mi rozwinąć tej myśli

-Tak mi przykro mamo, że źle ciebie traktowałam.-oplotła swą dłoń z moją.

-Nie myśl o tym już, kocham ciebie moja mała blondyneczko.-uśmiechnęłam się zadziornie

-Ej! Nie jestem już mała! Mam 9 lat i 8 miesięcy!-udała oburzoną, krzyżując ręce na klatce piersiowej

-No przepraaaaszam, chodź na hot doga.-sprzedałam jej gorącego całusa w polik a zaraz obie udałyśmy się na stację.

To był początek kolejnego trudnego okresu w naszym życiu. We dwie teraz musiałyśmy trzymać się razem. Amelia miała zacząć chodzić do nowej szkoły, ja musiałam poszukać jakiejś pracy. Teraz już musiało być okej, nie było innego wyjścia.



"Oh I know the feeling,
Of finding yourself stuck out on the ledge, 
And there ain't no healing, 
From cutting yourself with the jagged edge,
I'm telling you that,
It's never that bad,

Take it from someone who's been where you're at,
Laid out on the floor,
And you're not sure,
You can take this anymore"



Cześć wszystkim :)
Rozdział dodałam dzisiaj, bo od jutra do niedzieli mam multum roboty a co za tym idzie-zero wolnego czasu.
Troszkę się pokomplikowało tam na górze. Ktoś to czyta w ogóle?
Przed nami jeszcze 4 rozdziały, w ostatnim wszystko pięknie będzie wyłożone, więc nic tylko liczyć tygodnie do końca :) 
W Pucharze Świata stało się coś mega przykrego, dziwnego, niesprawiedliwego...10 meczów wygranych, 1 przegrany i awans na IO w Rio de Janeiro lekko się oddalił...Hmm...dziwny system.

Trudno, za miesiąc ME i na tym się skupiamy! :)

piątek, 18 września 2015

7.Nie chcę słuchać cię, w kłamstwach gubisz się już sam

Straciłam go, to niewinne dziecko nie zniosło ciąży. Nie było mu dane przyjść na ten świat, poznać swojej siostry, mamy, swojego taty. A mi nie było pisane utulić tego szkraba, ucałować w czoło, ululać do snu. Byłam na to gotowa, gdzieś podświadomie cały czas mówiłam sobie "Flawia, nie ciesz się, bo możesz potem gorzko płakać." Niby wiedziałam, że tak będzie, niby powinnam czuć ulgę, bo przecież początkowo się nie cieszyłam. Powinnam dziękować Bogu, że darował mi trzecie życie? Tak to mogę nazwać? Bo przecież straciłam tyle krwi, mój organizm był tak obciążony, że pewnie teraz powinnam być nieżywa...a jednak tu jestem. Może Ten z Góry ma dla mnie wyznaczone cele? Może jednym z nich jest właśnie cierpienie, bo los mnie nie szczędził nigdy.
Leżałam na sali intensywnej opieki medycznej, trzymając dłonie na płaskim już brzuchu. Czułam się pusta. Te maleństwo już nie baraszkowało we mnie, nie kopało, nie uciskało mi na kręgosłup, przez co wiele razy nie mogłam wyleżeć na łóżku. Nie było już go, ale miałam przecież córkę. Córkę, która potrzebowała mnie jak nigdy. Chwilę potem znalazł się obok Bartosz. Był smutny i załamany. Chwycił mą dłoń, całując czule.

-To nic...mamy Amelkę, która jest całym naszym światem. Po prostu nie jest nam pisane mieć więcej dzieci...Razem przez to przejdziemy.-szeptał, głaszcząc mnie po włosach. Nie potrafiłam już tego słuchać. Zabrałam dłoń.

-Noo...ty masz jeszcze syna, prawda? Więc nie wciskaj mi kitu.-wysyczałam przez zęby

-O czym ty mówisz?-wyprostował się nagle, zaciskając szczękę. Nawet udawać nie potrafił, z jego wyrazu twarzy mogłam wyczytać wszystko na ten temat.

-O czym ja mówię?! Ile czasu zamierzałeś jeszcze milczeć, co? 8 lat Bartek, 8 lat! Właśnie tyle ma wasze dziecko, nie? Jak mogłeś to ukrywać?!-krzyczałam, nie zwracając uwagi na to, że zaraz może wpaść lekarz czy zupełnie ktoś inny. Nic innego wtedy nie było ważne.

-Proszę cię, porozmawiamy o tym w domu, nie tutaj...-nie wiedział co powiedzieć, nie wiedział jak się zachować. Było mu wstyd i bardzo dobrze. Tak bardzo go w tamtej chwili nie nawidziłam.

-Co się tu dzieje?-nagłe pojawienie się moich rodziców i Winiarskich tylko pogorszyło sprawę

-A wy co?! Fajnie było? Fajnie się ukrywało przede mną prawdę? Kryliście tego tchórza, tak?-poderwałam się do pozycji siedzącej, nie przejmując się tym, że przecież wszystko mnie bolało i wstawać nie powinnam-Patrzyliście wszyscy na to, pozwoliliście bym czuła się winna, pozwoliliście na to by moja córka mnie znienawidziła!-powstrzymywałam łzy, trudno mi było, ale nie uroniłam ani jednej. Chciałam im pokazać, że jestem twarda.

-Spokojnie Flawia...-zaczął Michał , pokazując dłońmi bym zelżała z tonu

-Zamknij się! Boże...jaka ja byłam naiwna...Sądziliście, że ja nigdy sobie tego nie przypomne, prawda? Niespodzianka!-zaśmiałam się histerycznie

-Córcia, daj nam wyjaśnić...to wszystko było dla twojego dobra...-tata patrzył na wszystko, ale nie na mnie. Bał się spojrzeć mi w twarz. Wszystkim było głupio, przykro. Nie potrafili powiedzieć niczego sensowanego.

-Tu nie ma czego wyjaśniać.-dodałam ciszej-Jeszcze dzisiaj powiesz Amelii całą prawdę, tłumacz się. Przekonaj się jak to jest kiedy ukochana osoba, osoba, dla której jesteś wszystkim, która dla ciebie jest najważniejsza...tak nagle cię nie nawidzi.-mój głos zaczął się łamać, bałam się, że zaraz nie będę mogła już nic z siebie wydusić...-Wyjdę ze szpitala i wyprowadzamy się. Nie powstrzymasz mnie.-skrzywiłam się, odczuwając ból w dole brzucha-No czego się kurwa patrzycie?! Wynoście się stąd wszyscy!-wrzeszczałam tak długo, aż nie przyszedł lekarz i wszystkich wyprosił. Potrzebowałam środków uspokajających, tego było już dla mnie za dużo.



"Nie chcę słuchać Cię
W kłamstwach gubisz się już sam
Nie myśl sobie że znowu nabrać się dam
Dobrze wiesz byłeś dla mnie wszystkim
Przestań mówić: "To nie tak jak myślisz"
Już nie łudzę się że to ma sens
Nie oszukasz mnie"


Welcome! Co wy na to? :) Rozdział dodawany w biegu, więc wybaczcie za wszystkie błędy :)
Polacy idą jak na razie przez PŚ niczym burza, co mnie bardzo cieszy! Niestety, już nie mogę oglądać ich zmagań na żywo, bo poszłam do pracy, ale od czego są powtórki?! :)
Rozdziały jak widzicie pojawiać się będą co piątki, mi to pasuje i wam chyba też ^^
Co jeszcze...do końca zostało 5 rozdziałów, łącznie jest ich 12 i uwaga, uwaga! 3. części na 100000000 % nie będzie :D Hahahaha
Pozrawiam, liczę na opinie :)

piątek, 11 września 2015

6.What are you waiting for?

Następne 2 miesiące zleciały ot tak. Mój brzuch robił się coraz to większy, bo w końcu był to już 5 miesiąc. Spodziewaliśmy się chłopca. Każdy dzień był dla mnie walką. Dla nas. Dla mnie i dla tego dziecka. Lekarze robili wszystko by podtrzymać ciążę, jednakże były małe szanse na to, że dotrwamy. Któreś z nas mogło polegnąć, tylko które?
Byłam taka słaba, musiałam funkcjonować za dwóch a nie dawałam rady. Jedyne co podtrzymywało mnie jakoś na duchu to Amelka, która była u mnie kilka razy. To nic, że znowu był między nami jakiś dystans. Wystarczyło mi to, że była.
Nie prosiłam o nic więcej, nie śmiałam nawet. Przed szkołą przyszła do mnie na chwilę wraz z tatą. Wpadła do sali, zapominając wręcz, że jest w szpitalu a nie w domu. To tylko dziecko, można było jej wybaczyć. Bartosz, przytykając palec wskazujący do ust, nakazał być ciszej na co ona grzecznie zareagowała. Usiadła obok mnie, całując w policzek. Zrobiło mi się ciepło na sercu.

-Jak się czuje Dzidziuś? Kiedy będziemy mogli go pooglądać na USG?-spytała zaciekawiona, przykładając dłoń do mego brzucha-Kopie?-nie czekając na odpowiedź pochyliła się i przystawiła ucho na wysokości pępka-Dzidziusiu, pokaż jaki jesteś silny. Kopnij siostrzyczkę.-zachichotała a my razem z nią. To było takie miłe i słodkie. Mela w końcu zaczynała się oswajać z myślą o tym, że być może zostanie starszą siostrą.

-W nocy mocno kopał, teraz chyba śpi, bo jest spokojny jak aniołek.-pokiwałam głową, przenosząc uwagę na męża

-Po południu przyjdziemy znowu a teraz spadamy, bo za 20 minut lekcja się zaczyna.-wyciągając rękę w stronę dziewczynki uśmiechnął się szeroko, posyłając przelotnego całusa

Odpowiedziałam tym samym, machając im na do widzenia. I znowu sama. Nie no dobra, SAMI. Sami ze sobą. Chyba nawet odpowiadało mi towarzystwo tego co sobie zagościł w moim brzuszku. Jemu było tam ciepło i wygodnie, dawał mi o tym znać za każdym razem gdy się tylko poruszył. A najbardziej ruchliwy to był w nocy. Nie mogłam spać przez te jego akrobacje. Tak mi coś śmiga w pamięci, że Amelia to była podobna. Też się rozpychała a mój kręgosłup na tym mocno ucierpiał. No ale...to chyba najcudowniejsze 9 miesięcy w życiu każdej kobiety... A potem? Te wszystkie lata macierzyństwa...Ileż bym oddała by cofnąć czas do momentu kiedy dowiedziałam się, że niedługo Melcia przyjdzie na świat. Może wtedy to wszystko inaczej by się potoczyło. Może nie wyjechałabym z Maceraty. Może zostalibyśmy tam na dłużej...Może...może...
Z rozmyślań wyrwał mnie ginekolog, który zaszczycił mnie swą obecnością.

-Była tu przed chwilą pani siostra, pytała o pani stan zdrowia.-zagadnął na wejściu lekarz, podając mi dłoń

-Dagmara?-spytałam zdziwiona. Dlaczego do mnie nie weszła?

-Nie, nie. Panią Winiarską to ja znam.-kiwnął głową, uśmiechając się-Taka blondynka...-zamyślił się, próbując przypomnieć jej imię-Natalia...?Tak! Natalia!-popukał się w czoło-Pamięć już mnie zawodzi.

Natalia? Nie znam żadnej Natalii...Podciągnęłam się lekko do pozycji półsiedzącej.

-Żadnych gwałtownych ruchów pani Kurek!-chwyciwszy mnie za ramiona, zaraz poprawił poduszkę, która przybrała niesworne kształy-Proszę uważać.

-Przepraszam, nie mogę przywyknąć jeszcze...-westchnęłam, nie mogąc przestać myśleć o tej kobiecie-Mówiła coś jeszcze? Pytała o co dokładnie?

-Przedstawiła się, pytała jak się pani czuje, który to tydzień dokładnie. Natalia Fryyyyy coś tam, takie dziwne nazwisko.-mężczyzna po 50-tce ogarnął mnie spojrzeniem

-Coś nie tak?

-Wszystko dobrze, mógł pan powiedzieć żeby przyszła, bo stęskniłam się za nią. Tyle czasu jej nie było w Polsce.-skłamałam, posyłając sztuczny uśmiech

Coś mi to mówiło, w głębi czułam, że ją znam i to nawet bardzo dobrze. Postanowiłam nie wyslilać pamięci. To mnie zbyt dużo kosztowało. Jak ma mi się coś przypomnieć to na pewno tak będzie. Niech wszystko idzie swoim rytmem. Tak sobie postanowiłam.

(...)
-Krzyś, co z Bartkiem?! Masz tam go gdzieś obok?!

-Zabijesz nas jak ci coś powiem, a bo wiesz... Może najpierw obiecaj, że nas nie zabijesz! Wiesz co, w sumie to już wszystko jedno, bo Iwonka zapowiedziała, że mnie za jaja powiesi...

STOP

(...)
-Kim ty jesteś, żeby mi kazania prawić, co?!-poderwał się stając na przeciwko mnie. Zlękłam się, jednak na zewnątrz starałam się tego nie okazywać. Gdybym go tak dobrze nie znała to pomyślałabym, że chce mnie uderzyć. 

-Twoją narzeczoną. Przyszłą żoną. Matką twojego dziecka.-zelżałam wyraźnie z tonu dając mały krok w tył-Jednakże nie wiem czy dobrze zrobiłam zgadzając się za ciebie wyjść.-wypowiedziałam przez zęby tkwiąc wzrok na pierścionku zaręczynowym, który w tej chwili zaczęłam okręcać na palcu

-Nikt cię do tego nie zmuszał.-rzekł obojętnie krzyżując ręce na klatce piersiowej


STOP

(...)
-To nie tak Flawia....-tłumaczenia?! Pokręciłam głową.

-A jak?! Kurwa! Myślałam, że mogę ci ufać!-wykrzyczałam zapominając na moment, iż Amelka śpi

-Możesz...

-Mogę? Po tym jak się nawaliłeś i nie powiedziałeś mi o tym, że Natalia się przy tobie kręci?! Niech to szlag!-trzasnęłam dłonią w ścianę

-Natala...to nie tak...To znaczy... Fakt, wróciła, parę razy się z nią spotkałem...-mówił nie wiedząc jak obrać słowa

-Spałeś z nią?-podeszłam do niego patrząc mu w oczy


STOP

(...)
-Kocham cię i nigdy bym cię nie zdradził.

STOP

(...)

Co jest do cholery?! Zerwałam się gwałtownie ze snu, ciężko dysząc. Zrobiłam to zbyt szybko, zbyt mocno...Poczułam mocny ból, miałam wrażenie jakby dziecko obsunęło się o kilkanaście centymetrów w dół. Po całej sali jak i korytarzu rozległ się mój przeraźliwy krzyk. Ten ból trudno opisać, nie wiem nawet jak to obrać w słowa. Wybaczcie. Nim ktokolwiek zdążył przybiegnąć, świeża, śnieżnobiała pościel nagle zaczęła przesiąkać krwią, która leciała ciurkiem po mych nogach. Zupełnie jak z Amelią, to wyglądało tak samo...
Do sali wlecieli lekarze i pielęgniarki. Zaczęli mnie uspokajać, ale na marne im się to zdało. Parametry dzidziusia zaczęły wariować a moje ciśnienie szybko wzrastać. Wywieźli mnie stamtąd, tylko tyle zapamiętałam, bo potem to już straciłam przytomność...

Ty Bartoszu dostałeś telefon ze szpitala. Wiem o tym, bo nim wynieśli mnie z sali to pielęgniarka dzwoniła byś szybko przyjechał...I co?! Znowu się przestraszyłeś? Co poczułeś w tamtej chwili? Żałuję, tak cholernie żałuję, że nie mogłam widzieć twojego wyrazu twarzy...





"What are you waiting for?
Are you waiting on a lightning strike
Are you waiting for the perfect night
Are you waiting till the time is right
What are you waiting for?
Don't you want to learn to deal with fear
Don't you want to take the wheel and steer
Don't you wait another minute here
What are you waiting for?"


I co teraz?! :) Jak myślicie? Co będzie w następnym? ^^
______
Oglądacie PŚ? Ja mam taką przyjemność, że mogę bez żadnych przeszkód obejrzeć wszystkie mecze a z tego powodu skaczę z radości po sam sufit, bo nasi grają jak natchnieni! #brawosiatkarze #brawostefan #brawowy #FIVB #men'sworldcup2015 #japan

piątek, 4 września 2015

5.Gdy sił mi brak śnię o słonecznych czasach tak wspólnie z tobą spędzonych

Nie widziałam swojego dziecka od trzech tygodni. Nie chciała do mnie przyjść mimo tego, że Bartosz czy dziadkowie tak bardzo ją do tego namawiali. Leżałam w tym cholernym szpitalu zupełnie sama, czułam taką pustkę chociaż każdego dnia przebywał u mnie mąż, raz w tygodniu wpadali Winiarscy a i rodzice przyjeżdżali choćby na chwilę. I co z tego? Powinnam się cieszyć, ale nie potrafiłam. Chciałam by Amelia tu była, ale niestety musiałam być cierpliwa i czekać.
Nie wolono mi było wstawać ze szpitalnego łóżka a jeśli już to tylko do toalety i z powrotem. Każdy gwałtowny ruch mógł doprowadzić do poronienia, więc lekarz założył mi szwy podtrzymujące ciąże. Nawet to nie dawało gwarancji, ale trzeba było myśleć pozytywnie. Przynajmniej tak mi wmawiano. 
Miałam dosyć tej bezczynności. Całymi dniami albo czytałam gazetę, albo gapiłam się w telewizor a niekiedy nawet w sufit. Szło ześwirować a na samą myśl, że mogę tutaj spędzić jeszcze 6 miesięcy robiło mi się słabo. W sali co rusz pojawiały się i znikały pacjentki w ciąży a ja dalej tam leżałam. Nawet obraz tego niewinnego dzieciątka na USG czy też bicie serduszka na KTG nie sprawiało mi radości ani przyjemności. W przeciwieństwie do Bartosza, który jak wpatrywał się w ekran ultrasonografu to ledwo powstrzymywał łzy wzruszenia. Nie dziwiłam mu się, bo przecież jak byłam w ciąży z Amelią to tak wiele go ominęło. Nie był ze mną na ani jednej wizycie, przegapił pół ciąży a i po porodzie nie był zbytnio obecny, dlatego tak bardzo teraz pragnął by drugie dziecko urodziło się prawidłowo. 

-Pani Flawio, jak samopoczucie?-przy porannym obchodzie weszło dwóch ginekologów i jedna pielęgniarka. Mój prowadzący chwyciwszy kartę zaczął namiętnie coś w niej zapisywać a drugi usiadł przy łóżku, spoglądając na me oblicze

-Takie jak wczoraj i przedwczoraj.-odpowiedziałam, poprawiając poduszkę, która była strasznie niewygodna

-Zabierzemy panią zaraz na badania, wczorajsze wyniki moczu i krwi nie są zadowalające.-poprawił okularny na nosie by zaraz wstać i wydać polecenie dla pielęgniarki-Proszę przygotować pacjentkę. Aha...może najpierw podamy kroplówkę z potasu, dobrze? Jak zleci to wtedy do zabiegowego.-zaznaczył, unosząc palec ku górze. Zapisał coś jeszcze do karty i oboje wyszli, zostawiając przy mnie kobietę, która wyjęła z szafki co trzeba i zaraz podłączyła się do mego wenflonu

-Będzie dobrze, jestem tego pewna.-posłała uśmiech w mym kierunku, więc odpłaciłam tym samym. Jak tylko zniknęła za drzwiami, westchnęłam ciężko, chwytając za komórkę.

"Przyjedź po pracy, postaraj się przywieźć Amelkę."

Taką wiadomość wysłałam do Kurka. Gorąco wierzyłam w to, że tym razem się zgodzi, że przyjdzie do mnie razem z tatą. Pragnęłam ją mocno przytulić, ucałować, dowiedzieć się od niej samej co słychać w szkole. Po prostu ją usłyszeć, zobaczyć. 

(...)

Bartosz:

 Jakąś godzinkę po przeczytaniu SMSa od Flawii wpakowałem się do samochodu i pojechałem. Meli jeszcze wtedy nie udało mi się przekonać, ale widziałem...widziałem, że zaraz pęknie. W końcu i jej bardzo brakowało mamy. Po prostu wstydziła się do tego przyznać. 
Pod szpitalem wpadłem na swoich rodziców. Niby przypadkiem, niby celowo. Byli oni o wszystkim bardzo dobrze poinformowani, więc przejęli się jedną bardzo ważną sprawą. Czymś co w tamtym momencie może przemykało przez mą głowę, jednak nie przejmowałem się tym zbytnio. Jeszcze to do mnie nie dochodziło, a było bardzo blisko.

-Bartek...-zaczęła Iwona, łapiąc mnie pod rękę-Bardzo się cieszymy, że Flawia w końcu odzyskuje pamięć, to bardzo ważne jednak...-nim zdążyła dokończyć, wtrącił się mój ojciec

-To jest kwestia czasu nim przypomni sobie zdarzenia sprzed wypadku. Wystarczy chwila, jakaś sytuacja, może słowo...Co wtedy zrobisz? Co wtedy zrobimy my?-mówił tak przejęty, przysiadając na ławce

-Ona nas znienawidzi...Znienawidzi ciebie synu.-mama przyłożyła dłoń do mego policzka delikatnie je głaszcząc

Wtedy otworzyły mi się oczy. Wszystko zrozumiałem. Radość, związana z tym, że moja żona wychodziła z dramatu, przyćmiła mój strach, moje obawy o to, że zdrada, że to dziecko...że to wróci. Ta nienawiść jaką wtedy do mnie czuła, te ostre słowa jakie padły, ten płacz, ten trzask drzwi, dźwięk telefonu, głos policjanta w słuchawce...
Opadłem na ławce koło ojca, kryjąc twarz w dłoniach. Amelia! I ona tak nagle mogła by poczuć do mnie wstręt, bo przecież przeze mnie straciła mamę a ja mimo tego, że mogłem to zrobić, to nawet nie próbowałem przybliżyć jej prawdy. Miałbym stracić dwie kobiety swojego życia? Nie mogłem na to pozwolić...nie, nie teraz.
W jednej chwili zabrakło mi sił na wszystko. Rodzice poszli do niej a ja zostałem, bijąc się z myślami.
Pamiętasz kochanie wspólne wakacje? Te dwa tygodnie na słonecznych Seszelach? Każdą namiętną noc? Każdy leniwy poranek? Kąpiele w ciepłym oceanie? Wylegiwanie na plaży?
Ja pamiętam i dałbym tyle by to znowu się zdarzyło. Tacy młodzi, tacy piękni, tacy bezproblemowi, niezatroskani... 
To moja wina Flaw, to wszystko to moja wina.






"Zasłonięte okna 
cieniste podwórza 
tych cichych dramatów 
sceny nie zliczone 
gdy sił mi brak śnię 
o słonecznych czasach 
tak wspólnie z tobą spędzonych "


Colly, mówisz i masz :D 
Rozdziały nie grzeszą długością, wiem, ale to tylko dlatego, że zaplanowałam sobie, iż każdy rozdział będzie odnosił się konkretnie do czegoś, do jakiejś sytuacji. Poza tym, nie każdy lubi dużo czytać :D
Kolejny pojawi się na koniec przyszłego tygodnia, ustawiam się pod Was, bo wiem, że teraz macie szkołę, więc weekendowe rozdziały chyba pasują?
Zapraszam do wypowiadania się w komentarzach! Pozdrawiam <3

PS W następnym rozdziale nastąpi przełom :) Tzn namiastka tego przełomu :)