Ciągnąc za sobą walizkę, dosyć niepewnym krokiem doszłam do drzwi, chwytając za klamkę. Odliczyłam w myślach od 3 do 0, nabrałam powietrze w płuca i weszłam do środka. Było potwornie cicho. Aż się przestraszyłam. Obeszłam kuchnię, przedpokój i salon by po chwili udać się na piętro. Amelii nie było. Nie było jej rzeczy, zaś w naszej sypialni zastałam Kurka, który, trzymając w dłoni Ballantinesa leżał na łożu, wpatrując się w sufit. Miałam się nie odzywać, ale coś mi na to nie pozwoliło.
-Gdzie jest Amelia?-unikając jego spojrzenia, otworzyłam szafę, spod łóżka wyjęłam walizki i zaczęłam pakować wszystko co wpadło mi w dłonie
-U dzziaatkóf...-czknął, próbując wstać z łóżka-Nie chsse mnie znaśśś...
-Nie dziwię się.-odpowiedziałam tak spokojnie...jednak coś mnie tknęło. Chyba nie chodziło mi o to by nasze dziecko odwróciło się od osoby, która przez tyle lat poświęcała się tylko jej.
-Flaw, ja nie moge was ssstrasić!-doczłapał się do mnie, chwytając za ramię. Za wszelką cenę chciał bym na niego popatrzyła.
-Ty już nas straciłeś Bartek.-wypowiedziałam z pogardą.-Nie będę ci utrudniała kontaktów z Amelią. Jeśli ona oczywiście będzie chciała się z tobą widzieć, jednak o mnie zapomnij. Zapomnij, że Flawia Stęplewska była kiedykolwiek obecna w twoim życiu. To już koniec.-okręcałam obrączkę i pierścionki zaręczynowe jakie od niego dostałam-Mój adwokat się z tobą skontaktuje.-i w tamtej chwili zdjęłam te błyskotki, wkładając mu w dłoń-Żegnaj.
Nie zdążył wydać z siebie ani słowa więcej. Zabrałam co trzeba, zajechałam po Melkę do Kurków i pojechałyśmy przed siebie. Serce mi pękało, widząc ją taką przygnębioną. Zawiodła się na własnym tacie. I niby powinnam być teraz szczęśliwa, że oczyściłam siebie ze wszystkiego, ale nie potrafiłam. Kilku godzinna podróż mijała nam praktycznie bez słowa. Jej wzrok wbity tępo przed siebie nie wyrażał niczego. Musiałam się odezwać.
-Staniemy zaraz coś zjeść,
-Dlaczego tata nam to zrobił?-w końcu zadała te pytanie, wbijając spojrzenie we mnie-Nigdy nas nie kochał?
-Kochał, kocha...kochać będzie.-westchnęłam, zjeżdżając z autostrady na Orlen-Po prostu wtedy nie dorósł jeszcze do poważnego związku i założenia rodziny...I błędy młodości ciągną się za nami aż do teraz.-dodałam cicho, mając nadzieję, że Amelka nie karze mi rozwinąć tej myśli
-Tak mi przykro mamo, że źle ciebie traktowałam.-oplotła swą dłoń z moją.
-Nie myśl o tym już, kocham ciebie moja mała blondyneczko.-uśmiechnęłam się zadziornie
-Ej! Nie jestem już mała! Mam 9 lat i 8 miesięcy!-udała oburzoną, krzyżując ręce na klatce piersiowej
-No przepraaaaszam, chodź na hot doga.-sprzedałam jej gorącego całusa w polik a zaraz obie udałyśmy się na stację.
To był początek kolejnego trudnego okresu w naszym życiu. We dwie teraz musiałyśmy trzymać się razem. Amelia miała zacząć chodzić do nowej szkoły, ja musiałam poszukać jakiejś pracy. Teraz już musiało być okej, nie było innego wyjścia.
"Oh I know the feeling,
Of finding yourself stuck out on the ledge,
And there ain't no healing,
From cutting yourself with the jagged edge,
I'm telling you that,
It's never that bad,
Of finding yourself stuck out on the ledge,
And there ain't no healing,
From cutting yourself with the jagged edge,
I'm telling you that,
It's never that bad,
Take it from someone who's been where you're at,
Laid out on the floor,
And you're not sure,
You can take this anymore"
W Pucharze Świata stało się coś mega przykrego, dziwnego, niesprawiedliwego...10 meczów wygranych, 1 przegrany i awans na IO w Rio de Janeiro lekko się oddalił...Hmm...dziwny system.
Cześć wszystkim :)
Rozdział dodałam dzisiaj, bo od jutra do niedzieli mam multum roboty a co za tym idzie-zero wolnego czasu.
Rozdział dodałam dzisiaj, bo od jutra do niedzieli mam multum roboty a co za tym idzie-zero wolnego czasu.
Troszkę się pokomplikowało tam na górze. Ktoś to czyta w ogóle?
Przed nami jeszcze 4 rozdziały, w ostatnim wszystko pięknie będzie wyłożone, więc nic tylko liczyć tygodnie do końca :)
Trudno, za miesiąc ME i na tym się skupiamy! :)