Translate

wtorek, 20 października 2015

Epilog-Yeah, a feeling that our love will grow

-I co, mam ci się teraz rzucić na szyję?-zmierzyłam go od dołu do góry, przechwytując piękny bukiet pachnących róż. Uwielbiałam róże, wiedział o tym bardzo dobrze. Mogłam być śmiertelnie obrażona, postanowić sobie, że nie będę się odzywać do końca życia a jednak wystarczyła nawet jedna taka roślinka żebym zmiękła. Nikt nie znał mnie tak dobrze jak on. Przez te lata dałam mu się poznać z każdej strony.

-Jeśli chcesz to nie będę ci bronił przecież...-niby obojętny na wszystko wzruszył ramionami, zamykając za sobą drzwi wejściowe

-A pozwoliłam wejść do środka?-uniosłam brew do góry i odłożywszy kwiaty na szafeczkę skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej

-No a nie?-zbliżył się do mnie na kilka kroków, spoglądając raz po raz na me oblicze i kwiatki, które to przed chwilą bez żadnych oporów przyjęłam

-No nie.-stwierdziłam, wbijając w Bartosza wzrok

-No to idę. Cześć.-mówiąc to ot tak cofnął się do wyjścia wciąż na mnie patrząc

-No to idź. Cześć.

-Idę. Wychodzę. Nie wiem kiedy wrócę.-chwycił za klamkę pomału ciągnąc drzwi do siebie. Czekał na moją reakcję, jednak chwilę pozostawałam bez. Chyba lekko zrezygnowany, odwrócił się plecami i już prawie stał na klatce schodowej.-Jadę do Wrocławia.-dodał głośniej a ja zaśmiałam się pod nosem, przewracając teatralnie oczyma.

Dobra! Już nie mogłam i nie chciałam pozwolić na to by wyszedł. Kochałam tego sukinsyna. Jak cholera! I życie bez niego nie miało sensu.
Podeszłam szybko do Kurka, łapiąc go jedną ręką za ramię a drugą zamknęłam drzwi.

-Pieprzyć to Kurek! Kochasz mnie to mnie teraz pocałuj i ani słowa więcej, bo ci przywalę!-syknęłam przez zęby, wciskając palec wskazujący między jego żebra. Nic nie odpowiedział, w zasadzie to dobrze nie zdążyłam nabrać powietrza a wpił się w me spragnione usta.
Tak nas sobie wzajemnie brakowało! Chciałam wybaczyć, próbowałam zapomnieć.
Owszem, czułam się jak nic nie warta żona swojego męża. Cały czas zadawałam sobie pytania "Co zrobiłam nie tak?" "W czym ona była ode mnie lepsza?" "Co miała ona czego nie miałam ja?"
To chyba normalne, jednak życie dało nam się tak we znaki, pokazało, że jest mega kruche i wystarczy chwila by zgasło na dobre, że postanowiłam dać mu kolejną szansę. Kolejną. Nie wiem, którą to już. Nie wiem, ale podobno miłość ci wszystko wybaczy(?)
Może to głupie i naiwne. Gdyby nie świadomość tego, że Amelia była w pokoju obok to pewnie wylądowalibyśmy w sypialni. Mieliśmy na to dużo czasu.

-Wracamy do Wrocławia?-przerwała nam Mela, stając obok. Próbowała zamaskować uśmiech, który wkradał się na jej buzię. Cały czas pełna powaga.

-Wracamy do Wrocławia?-powtórzył Bartek z nadzieją

Odchrząknęłam, ocierając zwilżone za sprawą męża usta. Chwila niepewności, specjalnie to zrobiłam jak zwykle! Pobłądziłam po ścianach, unikając ich za wszelką cenę i westchnęłam ciężko.

-Mamy roczną umowę na te mieszkanie, więc...

-Nie martw się tym, zapłacimy za zerwanie umowy. Nie ma problemu.-zapewnił mój mężczyzna, przytulając do siebie córkę, która to już oczywiście wiedziała, że wracamy z tatą do naszego domu

-Poinformuję właściciela, dobrze? Moooooże uda się z nim jakoś dogadać.-rzekłam z zapałem, biorąc w ręce ponownie kwiaty, które otrzymałam od męża

-Kocham cię Flawia.

-Też cię kocham mój ty wielkoludzie.-roześmiałam się, wtulając w jego drugi, wolny bok, gdyż ten pierwszy zajęty był przez naszą latorośl.

Po powrocie do Wrocka wycofałam papiery rozwodowe. Oboje zrozumieliśmy, że jesteśmy sobie bardzo potrzebni. Jesteśmy jak Yin i Yang. Zupełne przeciwieństwa, jednak tak bardzo się uzupełniamy. Pogodziłam się z rodzicami, teściami oraz swoją jedyną, ukochaną, starszą siostrą i jej mężem. Życie jest za krótkie by chować urazę. Zamknęłam ten rozdział, schowałam do osobnej szuflady. Najważniejsze jest to co jest teraz, nie to co było. A co jest? Ja, On i Ona czyli jedna, wielka, kochająca się rodzina. Odnowiliśmy przysięgę małżeńską. Dokładnie w 10 rocznicę naszego ślubu. Było tak jak za pierwszym razem. Kościół, ksiądz, goście, wesele. Wspaniała zabawa do białego rana, na której bawiła się nasza rodzina i znajomi.

Dzisiaj...dzisiaj ja mam 40 lat, ale broń Boże na tyle nie wyglądam. Regularnie odwiedzam kosmetyczkę, fryzjera i inne tego typu miejsca wraz z żonami innych siatkarzy. Mimo tego, że od czasów kadry  Stefana Antigi minęło już parę ładnych lat, to my wciąż tworzymy zgraną paczkę.
Jestem właścicielką renomowanego salonu fryzjerskiego, mam kilku pracowników, wszystko idzie wspaniale.
Bartek? Ten to już 42 lata ma. Trochę mu się osiwiało, zakola przybrały pełniejszych kształtów.
Były siatkarz reprezentacji Polski z wielkimi sukcesami a teraz szanowany trener reprezentacji Rosji. Mamy kolejny dylemat, bo zdałoby się przeprowadzić do Moskwy, ale szczerze to mi się nie pali! No dobra, kwestia czasu i pewnie się tam wybierzemy.
Amelia Kurek. 14-latka z wielkimi zawirowaniami miłosnymi. Co tydzień kocha się w niej inny chłopiec, co między innymi przyczyniło się do tego, że biedny Bartunio osiwiał. Uwierzcie, że muszę go uspokajać! Meliska zagościła na stałe w jadłospisie Siuraka. Biedny ten mój chłop, jedna córka, wielu kandydatów na zięcia i jeden wielki kłopot na głowie ojca.
Chcielibyście wiedzieć może co u Winiarskich?
No jasne, że byście chcieli. Dobra, już wam mówię.
Miśkowi stuknęło 47 lat, ale nic się nie zmienił. Stary zgrywus z pięknymi oczyma.
Jest drugim trenerem reprezentacji Rosji, a więc wraz z Kurkiem tworzą wybuchowy duet kołczingowy.
Dagmara poleciała za mężusiem i wraz z Antkiem mieszkają sobie w carskiej stolicy.
Oliwier to już dorosły facet, mieszka ze swoją panną o imieniu Wiktoria (i to wcale nie Zagumny, która bądź co bądź wyrosła na piękną kobietę) w Poznaniu, gdzie oboje studiują. Tylko patrzeć jak Winiary zaraz dziadkami zostaną.
Reszta Kurków?!
Jakub Kurek, młodszy brat Bartka jest czołowym przyjmującym w kadrze. Jak widać tradycja wciąż się utrzymuje! Jego narzeczona tego nie znosi, tych wszystkich wyjazdów, wiecznych rozłąk...ale od czego ma mnie? Podtrzymuję ją na duchu, przyzwyczajam wciąż do sytuacji, bo w końcu znam się na tym bardzo dobrze.
Dawno nie opowiadałam wam o Bartmanach! W ogóle to pamiętacie Zosię i Michałka? Zbyszek wziął się w garść i wyznał Asi całą prawdę. Różowo nie było, rozstanie, papiery rozwodowe...znajoma sytuacja. Co zmieniło jej nastawienie? Dziecko, a właściwie dzieci. Bliźnięta o imieniu Lena i Natan, które przyszły na świat 10 lat temu.
14-letni Michał często bywa w domu Bartmanów. Joasia go zaakceptowała.
A ja? Nie wspomniałam wam o tym ani razu wcześniej! Chciałam was potrzymać w niepewności.
Bartosz mnie zdradził, to fakt. Tyle, że dziecko, które urodziła Natalia nie jest wcale jego a jej ówczesnego partnera.
Wstydziła się przyznać do kłamstwa. Wtedy, kiedy przyszła do nas, powiedziała, że spodziewa się dziecka, dziecka Bartosza...Wcale nie była w 6 miesiącu ciąży a w 7. Co za tym się kryje? Otóż gdy przespała się z Kurkiem to już wtedy była w stanie błogosławionym.
Partner ją zostawił, potrzebowała pieniędzy...była pod ścianą w zasadzie. Może to zabrzmi jakbym ją broniła, ale też jestem kobietą. Próbowała chronić swoje nienarodzone jeszcze dziecko.
Wyznała nam to wszystko kilka miesięcy po tym jak się zeszliśmy.
Widzicie ileż rzeczy wydarzyło się niepotrzebnie?
Po cóż rozpamiętywać. Ja w zasadzie to już zapomniałam, doznałam celowej amnezji i jest mi z tym cudownie.


(...)


~Pomogłeś mi odnaleźć  nasze najpiękniejsze dni.
Zaczarowałeś moje serce.
Zostawiłeś mnie bez tchu raz jeszcze.
Pomogłeś mi kochać.
Wyryłeś w moim sercu siebie.~


~Nie uciekajmy już.
Razem ciężko nam żyć-osobno źle.
Chyba zawsze już
Tak będziemy pogmatwani kochanie.~

Cześć stary! :)
Kiedy to czytasz to pewnie jesteś już tam daleko.
Do torby spakowałam ci te ciepłe skarpetki od kochanej teściowej, bo
wiem, że stopy Ci szybko marzną! W bocznej kieszeni torby masz Rafaello
od córki. Nie wiem jeszcze co nabroiła, ale ewidentnie chce się podlizać i ciebie udobruchać!
Co jeszcze...
Czekamy tu na ciebie! Już odliczam dni do końca Pucharu Świata, nie wiem jak wytrzymamy bez ciebie tyle tygodni...
Planujemy z Amelią małą niespodziankę, ale to jak wrócisz.
Kochamy Cię!!!!!
Siuraku :D
Flawia&Amelia


(...)


~A kiedy patrzę w twoje duże czarne oczy,  
Zaczynam odlatywać do raju,

Doprowadzasz mnie do szaleństwa, doprowadzasz mnie do szaleństwa.~




~Kocham cię, Skarbie, i to jest oczywiste,  
Kocham cię, słodka, tak miało być

Doprowadzasz mnie do szaleństwa, doprowadzasz mnie do szaleństwa.~





Cześć stara! :)

Kiedy to czytasz to my pewnie jesteśmy już w Japonii i przygotowujemy się do pierwszego meczu z Polakami.
Do koperty wrzuciłem Ci swoje nowe zdjęcie, na którym jak widzisz wyszedłem oszałamiająco. Japonia mi służy!
I te piękne Japonki...
Rafaello - zdążyłem skosztować tylko jedno, bo resztę opylił mi mój wspólnik Winiarski. W życiu go nie oduczę...
Co jeszcze...
Szczerze to tęsknie za Wami! Japonia mi nie służy, Japonki nie są piękne, ale muszę się wziąć w garść i poprowadzić chłopaków po awans!
Kocham Was!!!
Bartek
PS Oberwiesz za tego Siuraka! Ale to jak wrócę :)




"You're my heart, you're my soul
I keep it shinning everywhere I go
You're my heart, you're my soul
I'll be holding you forever, stay with you together
You're my heart, you're my soul
Yeah, a feeling that our love will grow
You're my heart, you're my soul
That's the only thing I really know"






___________________________________
To już jest koniec, nie ma już nic! Całkowity koniec tej historii. Wiem, że ten epilog jest mało epilogowaty, ale ciul z tym :D Swój plan zrealizowałam w 100 a nawet 200 %, więc jestem zadowolona :)Zawirowania w życiu Kurków były  na porządku dziennym, wieczne rozstania i powroty. Kłamstwa, wypadek, śpiączka, przeszłość Flawii, która jak widzicie wcale do niej nie wróciła! Jedyna rzecz, której Flaw sobie nie przypomniała. Może to dobrze? Dziękuję tym osobom, które były tutaj z nami przez cały czas, łącznie z 1. częścią. Teraz liczę na to, że każdy kto to czytał wypowie się pod tym rozdziałem :)
Pozdrawiam Was, całuję i ściskam <3
Wasza siatkarka.

PS 
Z racji tego, że te opowiadanie dobiegło końca, postanowiłam wziąć się za coś innego i tak też powstało moje kolejne dziecko "Knowing me knowing you there is nothing we can do."
Zapraszam! <3

czwartek, 15 października 2015

11.I'm just a jealous guy

Nie będę teraz kłamać, dobrze wiecie, że go kochałam i nadal kocham. Po tylu latach, mimo tego co zrobił. Byłam zła na niego, na sędziego, na cały świat, bo rozwód nie doszedł do skutku przez jedno "Nie zgadzam się." Tylko dlatego, że on nie chciał...ja musiałam się podporządkować. Może dobrze się stało. Gdyby sąd nie zarządził półrocznej separacji, takiej na próbę (?), to pewnie dzisiaj byłoby już za późno. Jednakże mimo tego, nie chciałam dać poznać Bartkowi, że moje nastawienie jakkolwiek się zmieniło. Pragnęłam tego by się mocno postarał. By pokazał jak bardzo zależy na tym bym wróciła. W końcu żyliśmy osobno już ładnych kilka miesięcy.
Dalej mieszkałyśmy z Amelią w Sopocie. Były wakacje, pogoda raczyła przyjemną temperaturą, więc każdego dnia wylegiwałyśmy się na plaży ze znajomymi. Zapomniałam wam wspomnieć. Jakiś czas temu w moim życiu pojawił się pewien mężczyzna...to był dobry kolega, ojciec koleżanki Amelki. Samotny ojciec co najważniejsze. Poznaliśmy się za sprawą Meli i Kaji, które były jak papużki nierozłączki i żyć bez siebie nie potrafiły. Nie, to nie było to co pewnie od razu sobie pomyślałyście! Ja nie miałam głowy do żadnych romansów, chociaż nawet jeśli...byłabym usprawiedliwiona.
Kolejne lipcowe popołudnie wiązało się z wizytą na sopockiej plaży wraz z Kają i Igorem. Lubiłam to, nie powiem, że nie. Było dobrze, rozumieliśmy się tak jakbyśmy znali się całe życie. Czasem miałam wrażenie, że gada mi się z nim lepiej jak z własnym mężem.
Dobra, dosyć tego. Nie będę tutaj się nad tym rozdrabniała!
Rozłożyliśmy koce, parawan i parasol. Słońce tak mocno grzało, że trzeba było się nasmarować.

-Dziewczyny! Dalej, wysmaruję was a dopiero potem do wody!-krzyknęłam za 10-latkami, które to szybko chciały znaleźć się w Bałtyku, jednak nie dane im było się zamoczyć za sprawą nadopiekuńczej mamuśki, czyli mnie

-Jesteś niemożliwa.-zaśmiał się Igor, który nieraz bywał totalnie rozkojarzony i coś takiego by mu nawet przez myśl nie przeszło

-Muszę myśleć za nas oboje.-odparłam uszczypliwie, wytykając język w jego stronę

-Oooj tam!-machnął ręką, rzucając się na koc-Mnie też byś mogła nasmarować.-wyszczerzył ząbki

-Taaa...i cóż z tego będę miała?-prychnęłam, rozbierając się do stroju kąpielowego

-Dobrą kolację.-pożerał mnie wzrokiem. Może to zabrzmiało nieskromnie, ale tak było. Czułam, że wpadłam mu w oko i to sprawiało, że moja kobiecość przybierała na wartości.

-I równie dobre wino!-zaznaczyłam, chwytając w dłoń tubkę z kremem UV

-Zgadza się. To jak, smarujesz?-roześmiał się, kładąc na brzuchu-Plecy pierwsze!

Chcąc nie chcąc zrobiłam to. Wysmarowałam go, przysiadając nad nim okrakiem. Teraz wiem, dopiero teraz, że nie powinnam była, ale człowiek zawsze mądry po szkodzie jak się okazuje.

Na koniec tygodnia umówiliśmy się na tą obiecaną kolację. Był sobotni wieczór, dziewczynki były bardzo zadowolone, bo mogły razem spać a właściwie to nie spać tylko świrować przez całą noc. One były zajęte sobą a my sobą. Igor zamówił kolację z najlepszej, sopockiej restauracji prosto do mojego mieszkania. Zapowiadało się super. Amelia i Kajka nie wychodziły z pokoju praktycznie wcale, więc mieliśmy czas na to by pogadać naprawdę szczerze i o wszystkim. Kiedy dostarczono nam jedzonko a świeczki pięknie lśniły przy zgaszonym świetle, wznieśliśmy pierwszy toast. Za nas, za dwójkę samotnych rodziców by chwilę po tym wziąć się za jedzenie. Smakowało wspaniale.

-Następnym razem bierzemy opiekunkę i idziemy do restauracji.-powiedział przystojny brunet, zerkając na mnie znad talerza

-W końcu wyrwiemy się choć na chwilę ze świata zabieganych rodziców. Jestem za.-posłałam mu zalotny uśmiech, kokieteryjnie przejeżdżając palcem po dolnej wardze. Nie wiem czemu się tak zachowywałam. Chciałam się odegrać jakoś na Bartku? Co ja chciałam?! Dajcie spokój, naprawdę nie wiem.

-Jesteś wspaniałą kobietą.-rzekł tak poważnie, przeczesując swe lekko przydługie włosy palcami. Zagryzłam usta, wstając z miejsca. Działałam pod wpływem chwili. Tak jak mówiłam wcześniej, kochałam męża! Tylko, że w tamtym momencie byłam spragnioną kobietą na odwyku. Zapomniałam o wszystkim. O tym, że dziewczyny w każdej chwili mogły się pojawić w salonie, o tym, że jestem mężatką, o tym, że...no właśnie. Coś bardzo ważnego wypadło mi z głowy!

-Może...zapomnimy na chwilę o tym, że nie jesteśmy sami...?-spytałam, stając nad nim. Chwyciłam jego dłoń, kładąc na swej piersi. Wciąż bawiłam się w kokietkę, niby to przypadkiem, ocierając łydką o jego krocze

-Podniecasz mnie.-wypowiedział stanowczo, sadzając mnie na swoich kolanach. Nie wiem kiedy nawet, ale zaczęliśmy się całować. Chyba tego potrzebowałam, wiecie? Potrzebowałam poczuć się znowu pożądana przez mężczyznę. Chciałam zapomnieć o problemach, o byciu kurą domową, żoną trenera, którego wiecznie nie było w domu. Co najważniejsze! Zapomnieć o żonie siatkarza reprezentacji Polski, którą to niby kochający mąż, zdradził ze swoją byłą.

Nagle, a w zasadzie w najodpowiedniejszym momencie zjawił się ktoś, kto przecież zapowiedział się na wizytę kilka dni wcześniej. Wypadło mi z głowy, po prostu zapomniałam.

-Bartek?!-poderwałam się, widząc zaszokowanego mężczyznę, stojącego w drzwiach

-Co to ma być?! Kto to jest?!-krzyknął o mało co nie wybuchając ze złości

-To twój były?-Igor nieco zmieszany stanął obok mnie, patrząc na Kurka

-Były?! Kurwa, jaki były?! Ja jestem jej mężem!-musiałam go trzymać, bo jeszcze trochę a by się rzucił na Broniewskiego

-Jesteś...jeszcze. Już niedługo.-prychnął brunet z tryumfem wymalowanym na twarzy

-Hej! Spokojnie, dobra?! Nie krzyczcie, bo tam jest Amelka z Kają.-starałam się to jakoś ogarnąć, ale na darmo

-Spokojnie?! Jak mam być spokojny kiedy ty tutaj rozkładasz nogi przed jakimś gamoniem?!-jego spojrzenie wręcz ciskało piorunami. Przegiął, totalnie przegiął. Poczułam się jak jakaś dziwka, szmata. Jeszcze przed chwilą patrzyłam na niego błagalnie by zaraz wywalić mu z liścia.

-Łaskawie przypomnij sobie przez kogo jest teraz tak jak jest. Przypomnij sobie kto kogo zdradził, kto kogo oszukiwał, kto ma dziecko na boku.-cofnęłam się kilka kroków-No kto? Ja? Przeze mnie się rozstaliśmy? Ja jestem kurwą? Ja bzykam się z kim popadnie?-nie krzyczałam, mówiłam spokojnie. Nad tym panowałam, ale nie nad łzami. Te zaś leciały jedna za drugą.

-Wyjdźcie obaj. Wyjdźcie, chcę być sama.-kierując te słowa, usiadłam na krześle, chowając twarz w dłoniach. Musiałam sobie wszystko ułożyć, uspokoić się.

I jeden i drugi wydzwaniali do mnie bez przerwy. Ten pierwszy narobił sobie nadziei a ten drugi cały czas starał się mnie odzyskać. Unikałam Igora. W stosunku do niego zachowałam się nie fair. To wiem. Nie czułam do niego nic a tylko chciałam wykorzystać jego sympatię. Możecie mnie teraz zjechać, proszę bardzo. Bartosz zaś się nie poddawał. Kiedy ja nie odbierałam to zaczął dzwonić do Amelii a jej nie wiedziałam jak mam to wytłumaczyć.

-Czemu nie chcesz gadać z tatą? Znowu coś się stało? Przecież było dobrze...-jęknęła żałośnie kiedy po raz kolejny odmówiłam rozmowy z jej tatą

-To są sprawy dorosłych kochanie.-odparłam wymijająco, zabierając się za przyrządzanie posiłku

-Jasne, najlepiej się tak spławia dzieciaka, nie?-syknęła ze złością, wychodząc z kuchni

Rozległo się pukanie do drzwi. Pomyślałam sobie, że to na pewno listonosz, bo zawsze o tej porze roznosił listy. Wytarłam dłonie w ściereczkę i ruszyłam do drzwi. Po otwarciu bardzo się zdziwiłam, bo najpierw ujrzałam wielki bukiet czerwonych róż a dopiero po chwili twarz Bartosza Kurka, która wyłaniała się zza kwiatów

-Jestem kretynem. Jestem pieprzonym egoistą. Nie chciałem cię zranić, wybacz mi Flawia. Nie chciałem byś znowu przeze mnie płakała. Jestem po prostu zazdrosnym facetem. Choć to i tak nie tłumaczy mojego zachowania.







"I was feeling insecure, 
You might not love me any more, 

I was shivering inside, 

I was shivering inside, 
I didn't mean to hurt you,
I'm sorry that I made you cry,
I didn't want to hurt you,
I'm just a jealous guy"


No nie! Jak to się mogło stać, że naszych już nie ma na Euro?! 
Oglądałam wczorajszy mecz, trochę się wkurzałam, trochę wyzywałam, ale wiem, że sezon był długi i nikt nie da rady pociągnąć tyle czasu na wysokim poziomie. Trudno się mówi! Teraz styczeń i Berlin! ^^ :)
Góra?! Zostawiam Wam do oceny a w przyszłym tygodniu pojawi się epilog-rozdział. Takie pół na pół :)
Pozdrawiam! :) 

piątek, 9 października 2015

10.Where I've become so numb without a soul

Tak jak to było uzgodnione-pojechała do ojca na ferie. Z tego co mi mówił to mieli skoczyć do Zakopanego na kilka dni. Przez ten czas co dzień dzwoniłam do niej, pytając czy wszystko w porządku. Niby oczywiste było to, że Amelia była bezpieczna, że Bartosz o nią dbał, ale ja i tak się przejmowałam. To chyba już takie zboczenie bycia mamą.
Nudziłam się sama. Po powrocie z pracy ogarnęłam mieszkanie i co dalej? Raz czy dwa odwiedziłam znajomą, napiłyśmy się kawy, poplotkowałyśmy, ale ileż można? Cisza i spokój to jednak nie dla mnie. Brakowało mi tego jej marudzenia a to, że obiad nie taki, a to że nie chce jej się spać a potem, że nie będzie wstawać i koniec. Dwa tygodnie ciągnęły się niczym dwa miesiące, ale w końcu ją przywiózł. I tak też dni leciały dalej swoim tempem. Nie wydarzyło się nic ciekawego aż do czerwca. Dokładnie do 16. czerwca kiedy to miała odbyć się nasza pierwsza sprawa rozwodowa. Liczyłam po cichu na to, że będzie ona jedyną rozprawą, że zaraz po niej będę już rozwódką.
W pracy wzięłam kilka dni wolnego, Amelia wraz ze mną pojechała do Wrocławia, gdzie miało się to wszystko zakończyć. Ona została u dziadków a ja, przebywając w hotelu uszykowałam się i niedługo potem pojechałam do sądu, gdzie czekał już na mnie mój adwokat.
Bardzo się denerwowałam. Czułam w środku, że to miejsce jest mi wrogie, że coś się tu działo.
To nic. Oparta o ścianę, rozmyślałam o wszystkim. Powtarzałam sobie w głowie to co mówił mi prawnik. Wszystko musiało pójść według planu. Już wzięłam głęboki oddech, już się uśmiechnęłam szeroko, ale jak zobaczyłam w oddali Kurka, idącego z kobietą w prawniczym stroju...entuzjazm gdzieś uleciał daleko i chyba nie planował wrócić. Powiedział przecież, że nie da mi rozwodu. Nie mógł mi tego zrobić. Musiał pójść na ugodę!
Weszliśmy do sali, sędzia rozpoczął przewód. Potem do głosu doszedł mój pełnomocnik, następnie Bartka. Wiedziałam, że zaraz my mieliśmy dojść do głosu i to mnie przerażało. Bałam się, że się rozkleję, że tego nie uciągnę.

-Pani Flawio, dlaczego wnosi pani o rozwód z orzeczeniem o winie męża?-spytał sędzia, zerkając na mnie zza okularów

-Wysoki Sądzie, ja nie mogę i nie potrafię być z mężczyzną, który przez lata mnie oszukiwał, który zdradził mnie przed ślubem a potem perfidnie wykorzystał to, że po 4 letniej śpiączce, która była spowodowana wypadkiem samochodowym, straciłam pamięć. Przez to wszystko moja...nasza córka mnie znienawidziła, kiedy dotarło do niej, że mama jej nie pamięta...-mówiłam, powstrzymując łzy-Ja już nie chcę tego ciągnąć, ten związek to pasmo nieszczęść, fatalna pomyłka...-te słowa trafiły w Kurka niczym sztylet wbity w serce. Chyba chciałam by się tak poczuł, naprawdę...może to nie było fair, teraz to wiem.

-Ile lat ma państwa córka?-dopytał zaciekawiony

-10 Wysoki Sądzie. Przepraszam, Amelia to jedyne co mnie dobrego w życiu spotkało. Właśnie dzięki Bartoszowi...ale to wszystko. Nic poza tym.-nasze spojrzenia się spotkały, przyciągając się niczym magnesy

-Czy wnosi pani także o ograniczenie władzy rodzicielskiej męża?-musiał zadać te pytanie, musiał by dopełnić wszystkich formalności. Bartek słysząc to popatrzył na mnie błagalnie. Nie chciałam tego robić, ale chwilę się zawahałam. Potrzymałam go w niepewności.

-Nie...nie Wysoki Sądzie.-rzekłam stanowczo, zaciskając zęby

-Może pani usiąść a pan niech powstanie.-teraz zwrócił się do Kurka, któremu łagodnie mówiąc wtedy bardzo ulżyło.-Co pan powie na słowa żony?

-Nie zgadzam się na rozwód. Flawia, mówiłem ci to już i zdania nie zmienię.

Wiedziałam, że tak będzie. Złość rozsadzała mnie od środka, nie potrafiłam się opanować mimo tego, że adwokat mnie uspokajał.

-Jak możesz?! Po tym wszystkim! Daj mi już spokój człowieku, zniknij z mojego życia!

-Proszę się uspokoić.-upomniał sędzia, wskazując na mnie palcem

-Nie będzie żadnego rozwodu.-i tyle. Tylko tyle a zaraz sędzia zarządził naradę, która trwała bardzo krótko. Już było wiadome jaki zapadnie wyrok, po prostu trzeba było poczekać i tego wysłuchać.

-Sąd rejonowy we Wrocławiu w sprawie rozwodowej z powództwa Flawii Stęplewskiej- Kurek przeciwko Bartoszowi Kurek z orzeczeniem o winie pozwanego, postanawia: odłożyć rozprawę do grudnia tego roku a co za tym idzie, nie udziela rozwodu cywilnego Flawii Stęplewskiej-Kurek oraz Bartoszowi Kurek.-starszy mężczyzna odczytawszy wyrok, zdjął okulary i nakazał usiąść by zaraz wszystko wyjaśnić-Pani Flawio, kiedy jedna ze stron wyraża sprzeciw... Wyobrażam sobie, a właściwie to nawet nie mogę sobie wyobrazić tego co pani przeszła, co pani czuje w tym momencie...Próbuję znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie, bo normalnie to powinienem bez żadnych skrupułów ustalić rozwód i zakończyć to małżeństwo, jednak mam oczy i widzę, że pan, panie Bartoszu kocha żonę a pani, pani Flawio nie jest do końca przekonana czy robi słusznie. Chcę wam dać pół roku. Jeżeli przez te 6 miesięcy pani nastawienie się nie zmieni...wtedy orzeknę rozwód. Niech się pan stara, niech pan próbuje odzyskać żonę, naprawić to co tak koncertowo spieprzył. Ma pan na to tylko...a nawet aż pół roku. Do tego dodam na koniec, że mają państwo dziecko, dziecko, które kocha was oboje po równo, które nie wyobraża sobie świata bez was. Bez was dwojga razem. Na tym kończę przewód sądowy.-słuchałam go i nie mogłam uwierzyć, że sędzia, ktoś kto zazwyczaj bywa nie wzruszony, może powiedzieć coś takiego. Zatkało mnie całkiem. Opuściłam budynek sądu wręcz oszołomiona, przechodząc przez ulicę nawet nie spojrzałam czy jedzie jakiś samochód. Dopiero kiedy rozległ się pisk opon i dźwięk klaksonu, spowodowany moim nagłym wtargnięciem na jezdnię, wróciłam na ziemię.
Usiadłam na ławce w pobliskim parku, przetwarzając słowa wypowiedziane na koniec przez sędziego. To nie mogło stać się naprawdę. Miałam być już rozwódką, wolną kobietą, wiodącą spokojne życie!

-Czego ty chcesz, co? Po co ci to?! Skoro tak bardzo mnie kochasz to daj mi ten pierdolony rozwód, słyszysz?!-poderwałam się z miejsca kiedy ten podszedł do mnie. Tak bardzo go nie nawidziłam. Tak bardzo chciałam się go pozbyć...

-Daj mi szansę, proszę...-był spokojny, tym samym chcąc mnie uspokoić, jednak byłam nieugięta

-Jaką szansę? Co ty pierdolisz?! Ile razy mogę ci ją dawać?! Zawiodłeś mnie nie jeden raz! Mam tego już dosyć! Odejdź, odejdź!-waliłam pięściami w jego klatkę piersiową, chcąc uwolnić się z tego mocnego uścisku w jakim przed chwilą się znalazłam

-Nie odejdę Flawia, nigdy tego nie zrobię!-chwycił mnie za ramiona, wbijając swe spojrzenie w mą postać-Już nigdy więcej. Ostatni raz cię o to proszę, ostatni raz pozwól mi być przy tobie...

Jak za dawnych lat. Już tyle razy to powtarzał w przeszłości. Już tyle razy się rozstawaliśmy i wracaliśmy do siebie. Już tyle razy starałam się jemu zaufać. Już tyle razy zawiódł te zaufanie. Już tyle się wydarzyło, tyle przeminęło a jeszcze więcej było wciąż przed nami....



"How can you see into my eyes like open doors 
Leading you down into my core 
Where I've become so numb without a soul 
My spirit's sleeping some where cold 
Until you find it there and lead it back home"



10. a do końca jeszcze tylko 2! 
Macie już jakieś przypuszczenia, jak to się może zakończyć?! :) 
Ja już wiem od baaaardzo dawna, bo wszystko jest napisane i czeka na publikację :V ^^
Pozdrawiam Was moje kochane czytelniczki! :* 

PS Dzisiaj rozpoczyna się faza grupowa ME! Trzymamy kciuki?! :)

czwartek, 1 października 2015

9.Cause trying not to love you

Święta i Sylwester minęły nam bardzo szybko. Spędziłyśmy je same, w nowym mieszkaniu. Wywiało nas aż nad morze, do Sopotu. W trakcie przerwy świąteczno-noworocznej załatwiłam Amelce przeniesienie z wrocławskiej szkoły do tutejszej podstawówki. Szybko się zaklimatyzowała. Nigdy nie miała trudności w nawiązywaniu kontaktów, więc byłam bardzo szczęśliwa, że nowe otoczenie wywołuje uśmiech na jej buźce. Ja też znalazłam zajęcie dla siebie. Nie pracowałam w zawodzie, ale w sklepie odzieżowym w centrum handlowym. Zarobki może gigantyczne nie były, ale dla nas pieniędzy wystarczało. Poza tym Bartosz co miesiąc przesyłał środki na utrzymanie dziecka. Nie szczędził banknotów, pomimo tego, że sąd ustanowił alimenty w wysokości 1000 zł to on i tak dawał dużo więcej. Amelia nie widziała się z tatą od wyjazdu. Nie chciała się z nim zobaczyć a przynajmniej tak mówiła. Nie mogłam przecież jej kazać. Do sądu wpłynął również pozew o rozwód z orzeczeniem o winie Kurka. Mój adwokat musiał się dużo nagimnastykować aby szanowny pan podpisał papiery. Z resztą rodziny też nie mamy kontaktu. Oni nawet nie wiedzą gdzie jesteśmy a przynajmniej żyję w takim przekonaniu.
Po 8 godzinnej pracy, czyli chwilę po 17 udałam się na szybkie zakupy a następnie do mieszkania, gdzie od jakiegoś czasu przebywała Amelia, która szybciej niż zwykle skończyła zajęcia w szkole.
Ładowanie się z torbami na 4 piętro schodami to był nie lada wyczyn, jednak kondycję miałam już trochę wyrobioną. Zdyszana odkluczyłam drzwi i weszłam do środka, stawiając reklamówki w przedpokoju.

-Jestem!-zdjęłam kurtkę i szal, wieszając je na ścianie. Sił brakowało już na wszystko, ale obiad jeszcze trzeba było ugotować. W zasadzie to obiado-kolację.

-Co kupiłaś?-wleciałą jak torpeda, grzebiąc w torbach-Wzięłaś mi zeszyt do matematyki?-zerknęła

-Tak, mam w torebce. Weź tą mniejszą siatkę do kuchni i rozpakuj, okej?-nie czekając na odpowiedź chwyciłam cięższą torbę i poszłam do innego pomieszczenia

-Mamo!-niedługo potem i Amelia znalazła się obok-A myślisz, że tata ma już nową rodzinę? No wiesz, mojego brata i jego mamę...-pytała, chowając masło i wędliny do lodówki

Oparłam się rękoma o blat stołu, poważnie zastanawiając nad tą kwestią. Dobre pytanie...

-Nie wiem kochanie, nie mam pojęcia.-zagryzłam wargę, chwilę zakręciłam się przy stole aż w końcu nastawiłam wodę na kawę-Chcesz coś gorącego?

-Herbatę z cytryną-odpowiedziała rezolutnie-Mamuś...a jakbym chciała żeby tata do mnie przyjechał to...byłabyś na mnie zła?-niepewnie zagadnęła, wsypując do jednej szklanki kawę a do drugiej wrzuciła torebkę Liptona

-Oczywiście, że nie...Amelko, on jest twoim tatą, kocha cię i wiem, że ty mimo wszystko też go kochasz a przede wszystkim bardzo tęsknisz, tak?-przykucnęłam naprzeciw niej, łapiąc za ramiona-Weź telefon i zadzwoń, tata na pewno czeka.-posłałam jej nikły uśmiech a na dźwięk gotującej się wody szybko wstałam i zalałam napoje.

Doskonale wiedziałam z czym to się wiąże. On tutaj przyjedzie i będę musiała się z nim zobaczyć. Chcąc nie chcąc. I nawet rozmawiać, nic nie poradzę. Mamy dziecko, wspólne dziecko, które nie może przez to cierpieć.
No i tak też tydzień później do Sopotu zawitał Bartosz. Może powiecie, że jestem głupia, ale to już jest cholerne przyzwyczajenie i przez to upiekłam jego ulubiony sernik z rodzynkami. Zawsze to robiłam jak przyjeżdżał po dłuższej nieobecności. Kurcze, nie powinnam tego robić, Jak zwykle udał mi się śpiewająco. Zapach ciasta roznosił się po wszystkich pomieszczeniach a Amela latała po całym mieszkaniu jak szalona od jednego okna do drugiego, nie mogąc się doczekać wizyty ojca.
Stało się. W końcu zadzwonił do drzwi. Miałam iść otworzyć, ale zablokowałam się. Amelia wyczuła sprawę, sama pobiegła przywitać tatę. Ten głos, ten śmiech. Zamknęłam oczy.

-Tata!-wskoczyła na jego ręce, tuląc się jak przytulanka

-Tęskniłem.-szepnął całując jej skroń-Urosłaś! Mama ciebie drożdżami karmi?-zaśmiał się, stawiając ją na podłodze

Stanęłam dyskretnie w wejściu do salonu, przyglądając się bacznie tym dwojga. Serce mnie zabolało. Dlaczego to się tak musiało potoczyć...

-Będę taka duża jak ty!-rzekła dumnie, pokazując ręką ile jeszcze urośnie na co parsknęłam śmiechem tym samym przykuwając na siebie wzrok i uwagę Bartka

-Cześć Flawia.-machnął ręką w moim kierunku, więc kiwnęłam głową w geście przywitania

-Napijesz się kawy?-zaproponowałam, zapraszając dłonią do salonu

-Tak, jasne.-wciąż się na mnie patrzył. Nie czułam się swobodnie. Modliłam się w myślach by ten dzień się szybko skończył jednak była dopiero 9 rano.

Ukroiłam ciasto, zaparzyłam kawę. Wszystko to zaniosłam do salonu, stawiając na stoliku. O czym ja miałam z nim gadać? O pogodzie? O samopoczuciu? Boże! Dawno nie byłam taka skrępowana.
Jej, dokładnie jak za pierwszym razem. Przy pierwszych spotkaniach kiedy to on tak bardzo starał się uzyskać mą przychylność i zaufanie...Przestań Flawia, przestań!
Na widok sernika uśmiechnął się tylko, ale nie skomentował dzięki Bogu.

-Chciałbym wziąć Amelię na ferie zimowe do siebie.-wywalił nagle kiedy to nasza córka zniknęła za drzwiami łazienki

-Ferie zaczynają się za tydzień.-zauważyłam, mierząc go spojrzeniem-Dopiero teraz mi o tym mówisz?-zdenerwowałam się i to nawet bardzo

-A kiedy miałem ci powiedzieć?-uniósł brew do góry nieco zdziwony-Mam do niej takie same prawa jak ty a z tego co wiem to sąd w żaden sposób mnie nie ograniczył w kontaktach.

-Nie przeginaj, dobra?! Nie dam ci jej na 2 tygodnie, zapomnij!-uniosłam się trochę, opamiętałam się dopiero jak doszło do mnie, że to wszystko może słyszeć Mela

-To pojedźcie ze mną we dwie.

-O czym ty mówisz...-pokręciłam głową z niedowierzaniem

-Wróćcie do mnie. Flawia, ja ci nie dam rozwodu. Nie zgadzam się na to, rozumiesz? Za bardzo cię kocham.-mówił prawdę, znałam go za dobrze. Nie kłamał. Ale co z tego? Miałam mu się rzucić na szyję?

-Szkoda, że wtedy zapomniałeś jak bardzo mnie kochasz.-szepnęłam ocierając pojedynczą łzę, spływającą po policzku-Przyjedź po nią za tydzień. Pobyt u ciebie dobrze jej zrobi.-dla dobra Amelki. Tylko i wyłącznie dlatego się na to zgodziłam.

Później Bartosz zabrał Amelię na miasto. Poszli do kina, cukierni...Chcieli bym szła z nimi, ale podziękowałam. Ja i Kurek to przeszłość. Nie dość, że musiałam przekonać do tego Bartka to i chyba jeszcze siebie.



"Cause trying not to love you
Only goes so far 
Trying not to need you 
Is tearing me apart
Can’t see the silver lining
I’m down here on the floor
 And I just keep on trying
But I don’t know what for
Cause trying not to love you
Only makes me love you more
Only makes me love you more"



Posyłam Wam 9tkę, która jest trochę smutna, ale i odrobinę optymistyczna. Dlaczego?Ktoś się domyśla?
Przepraszam Was, że u niektórych zaniedbałam blogi, ale odkąd pracuję to laptop biorę w ręce dosłownie na chwilę.
Zachęcam do wypowiadania się w komentarzach. Pozdrawiam! 

czwartek, 24 września 2015

8. Laid out on the floor, and you're not sure you can take this anymore

Kilka dni przed Bożym Narodzeniem opuściłam szpital. Sama, nie potrzebowałam tego człowieka. Nawet nie wiedział, iż właśnie tego dnia zostałam wypisana. Bartosz przestał dla mnie istnieć. On i te jego ohydne kłamstwa. Pojechałam do domu, ale tylko po to by zabrać swoje rzeczy i Amelię. Nie wiedziałam jeszcze dokąd się udamy. Jakiś hotel, może potem udałoby się wynająć jakieś niewielkie lokum. Nim weszłam na podwórko wielkiej posesji, dokładnie prześledziłam w głowie wydarzenia sprzed wypadku. Przeprowadzkę tutaj kojarzyłam bardzo dobrze. To ja wybierałam ten dom, to ja go urządzałam, byłam jego współwłaścicielem...To też było moje i ktoś pewnie by zaraz spytał, dlaczego nie chcę walczyć, dlaczego zostawiam dom Kurkowi? Odpowiedź jest prosta jak drut, po prostu nie mam siły walczyć. Nie chce mi się już. Potrzebuję spokoju. Tylko i wyłącznie. Towarzyszyło mi przekonanie, że bez Bartosza w końcu odczuję ulgę.
Ciągnąc za sobą walizkę, dosyć niepewnym krokiem doszłam do drzwi, chwytając za klamkę. Odliczyłam w myślach od 3 do 0, nabrałam powietrze w płuca i weszłam do środka. Było potwornie cicho. Aż się przestraszyłam. Obeszłam kuchnię, przedpokój i salon by po chwili udać się na piętro. Amelii nie było. Nie było jej rzeczy, zaś w naszej sypialni zastałam Kurka, który, trzymając w dłoni Ballantinesa leżał na łożu, wpatrując się w sufit. Miałam się nie odzywać, ale coś mi na to nie pozwoliło.

-Gdzie jest Amelia?-unikając jego spojrzenia, otworzyłam szafę, spod łóżka wyjęłam walizki i zaczęłam pakować wszystko co wpadło mi w dłonie

-U dzziaatkóf...-czknął, próbując wstać z łóżka-Nie chsse mnie znaśśś...

-Nie dziwię się.-odpowiedziałam tak spokojnie...jednak coś mnie tknęło. Chyba nie chodziło mi o to by nasze dziecko odwróciło się od osoby, która przez tyle lat poświęcała się tylko jej.

-Flaw, ja nie moge was ssstrasić!-doczłapał się do mnie, chwytając za ramię. Za wszelką cenę chciał bym na niego popatrzyła.

-Ty już nas straciłeś Bartek.-wypowiedziałam z pogardą.-Nie będę ci utrudniała kontaktów z Amelią. Jeśli ona oczywiście będzie chciała się z tobą widzieć, jednak o mnie zapomnij. Zapomnij, że Flawia Stęplewska była kiedykolwiek obecna w twoim życiu. To już koniec.-okręcałam obrączkę i pierścionki zaręczynowe jakie od niego dostałam-Mój adwokat się z tobą skontaktuje.-i w tamtej chwili zdjęłam te błyskotki, wkładając mu w dłoń-Żegnaj.

Nie zdążył wydać z siebie ani słowa więcej. Zabrałam co trzeba, zajechałam po Melkę do Kurków i pojechałyśmy przed siebie. Serce mi pękało, widząc ją taką przygnębioną. Zawiodła się na własnym tacie. I niby powinnam być teraz szczęśliwa, że oczyściłam siebie ze wszystkiego, ale nie potrafiłam. Kilku godzinna podróż mijała nam praktycznie bez słowa. Jej wzrok wbity tępo przed siebie nie wyrażał niczego. Musiałam się odezwać.

-Staniemy zaraz coś zjeść,

-Dlaczego tata nam to zrobił?-w końcu zadała te pytanie, wbijając spojrzenie we mnie-Nigdy nas nie kochał?

-Kochał, kocha...kochać będzie.-westchnęłam, zjeżdżając z autostrady na Orlen-Po prostu wtedy nie dorósł jeszcze do poważnego związku i założenia rodziny...I błędy młodości ciągną się za nami aż do teraz.-dodałam cicho, mając nadzieję, że Amelka nie karze mi rozwinąć tej myśli

-Tak mi przykro mamo, że źle ciebie traktowałam.-oplotła swą dłoń z moją.

-Nie myśl o tym już, kocham ciebie moja mała blondyneczko.-uśmiechnęłam się zadziornie

-Ej! Nie jestem już mała! Mam 9 lat i 8 miesięcy!-udała oburzoną, krzyżując ręce na klatce piersiowej

-No przepraaaaszam, chodź na hot doga.-sprzedałam jej gorącego całusa w polik a zaraz obie udałyśmy się na stację.

To był początek kolejnego trudnego okresu w naszym życiu. We dwie teraz musiałyśmy trzymać się razem. Amelia miała zacząć chodzić do nowej szkoły, ja musiałam poszukać jakiejś pracy. Teraz już musiało być okej, nie było innego wyjścia.



"Oh I know the feeling,
Of finding yourself stuck out on the ledge, 
And there ain't no healing, 
From cutting yourself with the jagged edge,
I'm telling you that,
It's never that bad,

Take it from someone who's been where you're at,
Laid out on the floor,
And you're not sure,
You can take this anymore"



Cześć wszystkim :)
Rozdział dodałam dzisiaj, bo od jutra do niedzieli mam multum roboty a co za tym idzie-zero wolnego czasu.
Troszkę się pokomplikowało tam na górze. Ktoś to czyta w ogóle?
Przed nami jeszcze 4 rozdziały, w ostatnim wszystko pięknie będzie wyłożone, więc nic tylko liczyć tygodnie do końca :) 
W Pucharze Świata stało się coś mega przykrego, dziwnego, niesprawiedliwego...10 meczów wygranych, 1 przegrany i awans na IO w Rio de Janeiro lekko się oddalił...Hmm...dziwny system.

Trudno, za miesiąc ME i na tym się skupiamy! :)

piątek, 18 września 2015

7.Nie chcę słuchać cię, w kłamstwach gubisz się już sam

Straciłam go, to niewinne dziecko nie zniosło ciąży. Nie było mu dane przyjść na ten świat, poznać swojej siostry, mamy, swojego taty. A mi nie było pisane utulić tego szkraba, ucałować w czoło, ululać do snu. Byłam na to gotowa, gdzieś podświadomie cały czas mówiłam sobie "Flawia, nie ciesz się, bo możesz potem gorzko płakać." Niby wiedziałam, że tak będzie, niby powinnam czuć ulgę, bo przecież początkowo się nie cieszyłam. Powinnam dziękować Bogu, że darował mi trzecie życie? Tak to mogę nazwać? Bo przecież straciłam tyle krwi, mój organizm był tak obciążony, że pewnie teraz powinnam być nieżywa...a jednak tu jestem. Może Ten z Góry ma dla mnie wyznaczone cele? Może jednym z nich jest właśnie cierpienie, bo los mnie nie szczędził nigdy.
Leżałam na sali intensywnej opieki medycznej, trzymając dłonie na płaskim już brzuchu. Czułam się pusta. Te maleństwo już nie baraszkowało we mnie, nie kopało, nie uciskało mi na kręgosłup, przez co wiele razy nie mogłam wyleżeć na łóżku. Nie było już go, ale miałam przecież córkę. Córkę, która potrzebowała mnie jak nigdy. Chwilę potem znalazł się obok Bartosz. Był smutny i załamany. Chwycił mą dłoń, całując czule.

-To nic...mamy Amelkę, która jest całym naszym światem. Po prostu nie jest nam pisane mieć więcej dzieci...Razem przez to przejdziemy.-szeptał, głaszcząc mnie po włosach. Nie potrafiłam już tego słuchać. Zabrałam dłoń.

-Noo...ty masz jeszcze syna, prawda? Więc nie wciskaj mi kitu.-wysyczałam przez zęby

-O czym ty mówisz?-wyprostował się nagle, zaciskając szczękę. Nawet udawać nie potrafił, z jego wyrazu twarzy mogłam wyczytać wszystko na ten temat.

-O czym ja mówię?! Ile czasu zamierzałeś jeszcze milczeć, co? 8 lat Bartek, 8 lat! Właśnie tyle ma wasze dziecko, nie? Jak mogłeś to ukrywać?!-krzyczałam, nie zwracając uwagi na to, że zaraz może wpaść lekarz czy zupełnie ktoś inny. Nic innego wtedy nie było ważne.

-Proszę cię, porozmawiamy o tym w domu, nie tutaj...-nie wiedział co powiedzieć, nie wiedział jak się zachować. Było mu wstyd i bardzo dobrze. Tak bardzo go w tamtej chwili nie nawidziłam.

-Co się tu dzieje?-nagłe pojawienie się moich rodziców i Winiarskich tylko pogorszyło sprawę

-A wy co?! Fajnie było? Fajnie się ukrywało przede mną prawdę? Kryliście tego tchórza, tak?-poderwałam się do pozycji siedzącej, nie przejmując się tym, że przecież wszystko mnie bolało i wstawać nie powinnam-Patrzyliście wszyscy na to, pozwoliliście bym czuła się winna, pozwoliliście na to by moja córka mnie znienawidziła!-powstrzymywałam łzy, trudno mi było, ale nie uroniłam ani jednej. Chciałam im pokazać, że jestem twarda.

-Spokojnie Flawia...-zaczął Michał , pokazując dłońmi bym zelżała z tonu

-Zamknij się! Boże...jaka ja byłam naiwna...Sądziliście, że ja nigdy sobie tego nie przypomne, prawda? Niespodzianka!-zaśmiałam się histerycznie

-Córcia, daj nam wyjaśnić...to wszystko było dla twojego dobra...-tata patrzył na wszystko, ale nie na mnie. Bał się spojrzeć mi w twarz. Wszystkim było głupio, przykro. Nie potrafili powiedzieć niczego sensowanego.

-Tu nie ma czego wyjaśniać.-dodałam ciszej-Jeszcze dzisiaj powiesz Amelii całą prawdę, tłumacz się. Przekonaj się jak to jest kiedy ukochana osoba, osoba, dla której jesteś wszystkim, która dla ciebie jest najważniejsza...tak nagle cię nie nawidzi.-mój głos zaczął się łamać, bałam się, że zaraz nie będę mogła już nic z siebie wydusić...-Wyjdę ze szpitala i wyprowadzamy się. Nie powstrzymasz mnie.-skrzywiłam się, odczuwając ból w dole brzucha-No czego się kurwa patrzycie?! Wynoście się stąd wszyscy!-wrzeszczałam tak długo, aż nie przyszedł lekarz i wszystkich wyprosił. Potrzebowałam środków uspokajających, tego było już dla mnie za dużo.



"Nie chcę słuchać Cię
W kłamstwach gubisz się już sam
Nie myśl sobie że znowu nabrać się dam
Dobrze wiesz byłeś dla mnie wszystkim
Przestań mówić: "To nie tak jak myślisz"
Już nie łudzę się że to ma sens
Nie oszukasz mnie"


Welcome! Co wy na to? :) Rozdział dodawany w biegu, więc wybaczcie za wszystkie błędy :)
Polacy idą jak na razie przez PŚ niczym burza, co mnie bardzo cieszy! Niestety, już nie mogę oglądać ich zmagań na żywo, bo poszłam do pracy, ale od czego są powtórki?! :)
Rozdziały jak widzicie pojawiać się będą co piątki, mi to pasuje i wam chyba też ^^
Co jeszcze...do końca zostało 5 rozdziałów, łącznie jest ich 12 i uwaga, uwaga! 3. części na 100000000 % nie będzie :D Hahahaha
Pozrawiam, liczę na opinie :)

piątek, 11 września 2015

6.What are you waiting for?

Następne 2 miesiące zleciały ot tak. Mój brzuch robił się coraz to większy, bo w końcu był to już 5 miesiąc. Spodziewaliśmy się chłopca. Każdy dzień był dla mnie walką. Dla nas. Dla mnie i dla tego dziecka. Lekarze robili wszystko by podtrzymać ciążę, jednakże były małe szanse na to, że dotrwamy. Któreś z nas mogło polegnąć, tylko które?
Byłam taka słaba, musiałam funkcjonować za dwóch a nie dawałam rady. Jedyne co podtrzymywało mnie jakoś na duchu to Amelka, która była u mnie kilka razy. To nic, że znowu był między nami jakiś dystans. Wystarczyło mi to, że była.
Nie prosiłam o nic więcej, nie śmiałam nawet. Przed szkołą przyszła do mnie na chwilę wraz z tatą. Wpadła do sali, zapominając wręcz, że jest w szpitalu a nie w domu. To tylko dziecko, można było jej wybaczyć. Bartosz, przytykając palec wskazujący do ust, nakazał być ciszej na co ona grzecznie zareagowała. Usiadła obok mnie, całując w policzek. Zrobiło mi się ciepło na sercu.

-Jak się czuje Dzidziuś? Kiedy będziemy mogli go pooglądać na USG?-spytała zaciekawiona, przykładając dłoń do mego brzucha-Kopie?-nie czekając na odpowiedź pochyliła się i przystawiła ucho na wysokości pępka-Dzidziusiu, pokaż jaki jesteś silny. Kopnij siostrzyczkę.-zachichotała a my razem z nią. To było takie miłe i słodkie. Mela w końcu zaczynała się oswajać z myślą o tym, że być może zostanie starszą siostrą.

-W nocy mocno kopał, teraz chyba śpi, bo jest spokojny jak aniołek.-pokiwałam głową, przenosząc uwagę na męża

-Po południu przyjdziemy znowu a teraz spadamy, bo za 20 minut lekcja się zaczyna.-wyciągając rękę w stronę dziewczynki uśmiechnął się szeroko, posyłając przelotnego całusa

Odpowiedziałam tym samym, machając im na do widzenia. I znowu sama. Nie no dobra, SAMI. Sami ze sobą. Chyba nawet odpowiadało mi towarzystwo tego co sobie zagościł w moim brzuszku. Jemu było tam ciepło i wygodnie, dawał mi o tym znać za każdym razem gdy się tylko poruszył. A najbardziej ruchliwy to był w nocy. Nie mogłam spać przez te jego akrobacje. Tak mi coś śmiga w pamięci, że Amelia to była podobna. Też się rozpychała a mój kręgosłup na tym mocno ucierpiał. No ale...to chyba najcudowniejsze 9 miesięcy w życiu każdej kobiety... A potem? Te wszystkie lata macierzyństwa...Ileż bym oddała by cofnąć czas do momentu kiedy dowiedziałam się, że niedługo Melcia przyjdzie na świat. Może wtedy to wszystko inaczej by się potoczyło. Może nie wyjechałabym z Maceraty. Może zostalibyśmy tam na dłużej...Może...może...
Z rozmyślań wyrwał mnie ginekolog, który zaszczycił mnie swą obecnością.

-Była tu przed chwilą pani siostra, pytała o pani stan zdrowia.-zagadnął na wejściu lekarz, podając mi dłoń

-Dagmara?-spytałam zdziwiona. Dlaczego do mnie nie weszła?

-Nie, nie. Panią Winiarską to ja znam.-kiwnął głową, uśmiechając się-Taka blondynka...-zamyślił się, próbując przypomnieć jej imię-Natalia...?Tak! Natalia!-popukał się w czoło-Pamięć już mnie zawodzi.

Natalia? Nie znam żadnej Natalii...Podciągnęłam się lekko do pozycji półsiedzącej.

-Żadnych gwałtownych ruchów pani Kurek!-chwyciwszy mnie za ramiona, zaraz poprawił poduszkę, która przybrała niesworne kształy-Proszę uważać.

-Przepraszam, nie mogę przywyknąć jeszcze...-westchnęłam, nie mogąc przestać myśleć o tej kobiecie-Mówiła coś jeszcze? Pytała o co dokładnie?

-Przedstawiła się, pytała jak się pani czuje, który to tydzień dokładnie. Natalia Fryyyyy coś tam, takie dziwne nazwisko.-mężczyzna po 50-tce ogarnął mnie spojrzeniem

-Coś nie tak?

-Wszystko dobrze, mógł pan powiedzieć żeby przyszła, bo stęskniłam się za nią. Tyle czasu jej nie było w Polsce.-skłamałam, posyłając sztuczny uśmiech

Coś mi to mówiło, w głębi czułam, że ją znam i to nawet bardzo dobrze. Postanowiłam nie wyslilać pamięci. To mnie zbyt dużo kosztowało. Jak ma mi się coś przypomnieć to na pewno tak będzie. Niech wszystko idzie swoim rytmem. Tak sobie postanowiłam.

(...)
-Krzyś, co z Bartkiem?! Masz tam go gdzieś obok?!

-Zabijesz nas jak ci coś powiem, a bo wiesz... Może najpierw obiecaj, że nas nie zabijesz! Wiesz co, w sumie to już wszystko jedno, bo Iwonka zapowiedziała, że mnie za jaja powiesi...

STOP

(...)
-Kim ty jesteś, żeby mi kazania prawić, co?!-poderwał się stając na przeciwko mnie. Zlękłam się, jednak na zewnątrz starałam się tego nie okazywać. Gdybym go tak dobrze nie znała to pomyślałabym, że chce mnie uderzyć. 

-Twoją narzeczoną. Przyszłą żoną. Matką twojego dziecka.-zelżałam wyraźnie z tonu dając mały krok w tył-Jednakże nie wiem czy dobrze zrobiłam zgadzając się za ciebie wyjść.-wypowiedziałam przez zęby tkwiąc wzrok na pierścionku zaręczynowym, który w tej chwili zaczęłam okręcać na palcu

-Nikt cię do tego nie zmuszał.-rzekł obojętnie krzyżując ręce na klatce piersiowej


STOP

(...)
-To nie tak Flawia....-tłumaczenia?! Pokręciłam głową.

-A jak?! Kurwa! Myślałam, że mogę ci ufać!-wykrzyczałam zapominając na moment, iż Amelka śpi

-Możesz...

-Mogę? Po tym jak się nawaliłeś i nie powiedziałeś mi o tym, że Natalia się przy tobie kręci?! Niech to szlag!-trzasnęłam dłonią w ścianę

-Natala...to nie tak...To znaczy... Fakt, wróciła, parę razy się z nią spotkałem...-mówił nie wiedząc jak obrać słowa

-Spałeś z nią?-podeszłam do niego patrząc mu w oczy


STOP

(...)
-Kocham cię i nigdy bym cię nie zdradził.

STOP

(...)

Co jest do cholery?! Zerwałam się gwałtownie ze snu, ciężko dysząc. Zrobiłam to zbyt szybko, zbyt mocno...Poczułam mocny ból, miałam wrażenie jakby dziecko obsunęło się o kilkanaście centymetrów w dół. Po całej sali jak i korytarzu rozległ się mój przeraźliwy krzyk. Ten ból trudno opisać, nie wiem nawet jak to obrać w słowa. Wybaczcie. Nim ktokolwiek zdążył przybiegnąć, świeża, śnieżnobiała pościel nagle zaczęła przesiąkać krwią, która leciała ciurkiem po mych nogach. Zupełnie jak z Amelią, to wyglądało tak samo...
Do sali wlecieli lekarze i pielęgniarki. Zaczęli mnie uspokajać, ale na marne im się to zdało. Parametry dzidziusia zaczęły wariować a moje ciśnienie szybko wzrastać. Wywieźli mnie stamtąd, tylko tyle zapamiętałam, bo potem to już straciłam przytomność...

Ty Bartoszu dostałeś telefon ze szpitala. Wiem o tym, bo nim wynieśli mnie z sali to pielęgniarka dzwoniła byś szybko przyjechał...I co?! Znowu się przestraszyłeś? Co poczułeś w tamtej chwili? Żałuję, tak cholernie żałuję, że nie mogłam widzieć twojego wyrazu twarzy...





"What are you waiting for?
Are you waiting on a lightning strike
Are you waiting for the perfect night
Are you waiting till the time is right
What are you waiting for?
Don't you want to learn to deal with fear
Don't you want to take the wheel and steer
Don't you wait another minute here
What are you waiting for?"


I co teraz?! :) Jak myślicie? Co będzie w następnym? ^^
______
Oglądacie PŚ? Ja mam taką przyjemność, że mogę bez żadnych przeszkód obejrzeć wszystkie mecze a z tego powodu skaczę z radości po sam sufit, bo nasi grają jak natchnieni! #brawosiatkarze #brawostefan #brawowy #FIVB #men'sworldcup2015 #japan

piątek, 4 września 2015

5.Gdy sił mi brak śnię o słonecznych czasach tak wspólnie z tobą spędzonych

Nie widziałam swojego dziecka od trzech tygodni. Nie chciała do mnie przyjść mimo tego, że Bartosz czy dziadkowie tak bardzo ją do tego namawiali. Leżałam w tym cholernym szpitalu zupełnie sama, czułam taką pustkę chociaż każdego dnia przebywał u mnie mąż, raz w tygodniu wpadali Winiarscy a i rodzice przyjeżdżali choćby na chwilę. I co z tego? Powinnam się cieszyć, ale nie potrafiłam. Chciałam by Amelia tu była, ale niestety musiałam być cierpliwa i czekać.
Nie wolono mi było wstawać ze szpitalnego łóżka a jeśli już to tylko do toalety i z powrotem. Każdy gwałtowny ruch mógł doprowadzić do poronienia, więc lekarz założył mi szwy podtrzymujące ciąże. Nawet to nie dawało gwarancji, ale trzeba było myśleć pozytywnie. Przynajmniej tak mi wmawiano. 
Miałam dosyć tej bezczynności. Całymi dniami albo czytałam gazetę, albo gapiłam się w telewizor a niekiedy nawet w sufit. Szło ześwirować a na samą myśl, że mogę tutaj spędzić jeszcze 6 miesięcy robiło mi się słabo. W sali co rusz pojawiały się i znikały pacjentki w ciąży a ja dalej tam leżałam. Nawet obraz tego niewinnego dzieciątka na USG czy też bicie serduszka na KTG nie sprawiało mi radości ani przyjemności. W przeciwieństwie do Bartosza, który jak wpatrywał się w ekran ultrasonografu to ledwo powstrzymywał łzy wzruszenia. Nie dziwiłam mu się, bo przecież jak byłam w ciąży z Amelią to tak wiele go ominęło. Nie był ze mną na ani jednej wizycie, przegapił pół ciąży a i po porodzie nie był zbytnio obecny, dlatego tak bardzo teraz pragnął by drugie dziecko urodziło się prawidłowo. 

-Pani Flawio, jak samopoczucie?-przy porannym obchodzie weszło dwóch ginekologów i jedna pielęgniarka. Mój prowadzący chwyciwszy kartę zaczął namiętnie coś w niej zapisywać a drugi usiadł przy łóżku, spoglądając na me oblicze

-Takie jak wczoraj i przedwczoraj.-odpowiedziałam, poprawiając poduszkę, która była strasznie niewygodna

-Zabierzemy panią zaraz na badania, wczorajsze wyniki moczu i krwi nie są zadowalające.-poprawił okularny na nosie by zaraz wstać i wydać polecenie dla pielęgniarki-Proszę przygotować pacjentkę. Aha...może najpierw podamy kroplówkę z potasu, dobrze? Jak zleci to wtedy do zabiegowego.-zaznaczył, unosząc palec ku górze. Zapisał coś jeszcze do karty i oboje wyszli, zostawiając przy mnie kobietę, która wyjęła z szafki co trzeba i zaraz podłączyła się do mego wenflonu

-Będzie dobrze, jestem tego pewna.-posłała uśmiech w mym kierunku, więc odpłaciłam tym samym. Jak tylko zniknęła za drzwiami, westchnęłam ciężko, chwytając za komórkę.

"Przyjedź po pracy, postaraj się przywieźć Amelkę."

Taką wiadomość wysłałam do Kurka. Gorąco wierzyłam w to, że tym razem się zgodzi, że przyjdzie do mnie razem z tatą. Pragnęłam ją mocno przytulić, ucałować, dowiedzieć się od niej samej co słychać w szkole. Po prostu ją usłyszeć, zobaczyć. 

(...)

Bartosz:

 Jakąś godzinkę po przeczytaniu SMSa od Flawii wpakowałem się do samochodu i pojechałem. Meli jeszcze wtedy nie udało mi się przekonać, ale widziałem...widziałem, że zaraz pęknie. W końcu i jej bardzo brakowało mamy. Po prostu wstydziła się do tego przyznać. 
Pod szpitalem wpadłem na swoich rodziców. Niby przypadkiem, niby celowo. Byli oni o wszystkim bardzo dobrze poinformowani, więc przejęli się jedną bardzo ważną sprawą. Czymś co w tamtym momencie może przemykało przez mą głowę, jednak nie przejmowałem się tym zbytnio. Jeszcze to do mnie nie dochodziło, a było bardzo blisko.

-Bartek...-zaczęła Iwona, łapiąc mnie pod rękę-Bardzo się cieszymy, że Flawia w końcu odzyskuje pamięć, to bardzo ważne jednak...-nim zdążyła dokończyć, wtrącił się mój ojciec

-To jest kwestia czasu nim przypomni sobie zdarzenia sprzed wypadku. Wystarczy chwila, jakaś sytuacja, może słowo...Co wtedy zrobisz? Co wtedy zrobimy my?-mówił tak przejęty, przysiadając na ławce

-Ona nas znienawidzi...Znienawidzi ciebie synu.-mama przyłożyła dłoń do mego policzka delikatnie je głaszcząc

Wtedy otworzyły mi się oczy. Wszystko zrozumiałem. Radość, związana z tym, że moja żona wychodziła z dramatu, przyćmiła mój strach, moje obawy o to, że zdrada, że to dziecko...że to wróci. Ta nienawiść jaką wtedy do mnie czuła, te ostre słowa jakie padły, ten płacz, ten trzask drzwi, dźwięk telefonu, głos policjanta w słuchawce...
Opadłem na ławce koło ojca, kryjąc twarz w dłoniach. Amelia! I ona tak nagle mogła by poczuć do mnie wstręt, bo przecież przeze mnie straciła mamę a ja mimo tego, że mogłem to zrobić, to nawet nie próbowałem przybliżyć jej prawdy. Miałbym stracić dwie kobiety swojego życia? Nie mogłem na to pozwolić...nie, nie teraz.
W jednej chwili zabrakło mi sił na wszystko. Rodzice poszli do niej a ja zostałem, bijąc się z myślami.
Pamiętasz kochanie wspólne wakacje? Te dwa tygodnie na słonecznych Seszelach? Każdą namiętną noc? Każdy leniwy poranek? Kąpiele w ciepłym oceanie? Wylegiwanie na plaży?
Ja pamiętam i dałbym tyle by to znowu się zdarzyło. Tacy młodzi, tacy piękni, tacy bezproblemowi, niezatroskani... 
To moja wina Flaw, to wszystko to moja wina.






"Zasłonięte okna 
cieniste podwórza 
tych cichych dramatów 
sceny nie zliczone 
gdy sił mi brak śnię 
o słonecznych czasach 
tak wspólnie z tobą spędzonych "


Colly, mówisz i masz :D 
Rozdziały nie grzeszą długością, wiem, ale to tylko dlatego, że zaplanowałam sobie, iż każdy rozdział będzie odnosił się konkretnie do czegoś, do jakiejś sytuacji. Poza tym, nie każdy lubi dużo czytać :D
Kolejny pojawi się na koniec przyszłego tygodnia, ustawiam się pod Was, bo wiem, że teraz macie szkołę, więc weekendowe rozdziały chyba pasują?
Zapraszam do wypowiadania się w komentarzach! Pozdrawiam <3

PS W następnym rozdziale nastąpi przełom :) Tzn namiastka tego przełomu :)