Translate

czwartek, 1 października 2015

9.Cause trying not to love you

Święta i Sylwester minęły nam bardzo szybko. Spędziłyśmy je same, w nowym mieszkaniu. Wywiało nas aż nad morze, do Sopotu. W trakcie przerwy świąteczno-noworocznej załatwiłam Amelce przeniesienie z wrocławskiej szkoły do tutejszej podstawówki. Szybko się zaklimatyzowała. Nigdy nie miała trudności w nawiązywaniu kontaktów, więc byłam bardzo szczęśliwa, że nowe otoczenie wywołuje uśmiech na jej buźce. Ja też znalazłam zajęcie dla siebie. Nie pracowałam w zawodzie, ale w sklepie odzieżowym w centrum handlowym. Zarobki może gigantyczne nie były, ale dla nas pieniędzy wystarczało. Poza tym Bartosz co miesiąc przesyłał środki na utrzymanie dziecka. Nie szczędził banknotów, pomimo tego, że sąd ustanowił alimenty w wysokości 1000 zł to on i tak dawał dużo więcej. Amelia nie widziała się z tatą od wyjazdu. Nie chciała się z nim zobaczyć a przynajmniej tak mówiła. Nie mogłam przecież jej kazać. Do sądu wpłynął również pozew o rozwód z orzeczeniem o winie Kurka. Mój adwokat musiał się dużo nagimnastykować aby szanowny pan podpisał papiery. Z resztą rodziny też nie mamy kontaktu. Oni nawet nie wiedzą gdzie jesteśmy a przynajmniej żyję w takim przekonaniu.
Po 8 godzinnej pracy, czyli chwilę po 17 udałam się na szybkie zakupy a następnie do mieszkania, gdzie od jakiegoś czasu przebywała Amelia, która szybciej niż zwykle skończyła zajęcia w szkole.
Ładowanie się z torbami na 4 piętro schodami to był nie lada wyczyn, jednak kondycję miałam już trochę wyrobioną. Zdyszana odkluczyłam drzwi i weszłam do środka, stawiając reklamówki w przedpokoju.

-Jestem!-zdjęłam kurtkę i szal, wieszając je na ścianie. Sił brakowało już na wszystko, ale obiad jeszcze trzeba było ugotować. W zasadzie to obiado-kolację.

-Co kupiłaś?-wleciałą jak torpeda, grzebiąc w torbach-Wzięłaś mi zeszyt do matematyki?-zerknęła

-Tak, mam w torebce. Weź tą mniejszą siatkę do kuchni i rozpakuj, okej?-nie czekając na odpowiedź chwyciłam cięższą torbę i poszłam do innego pomieszczenia

-Mamo!-niedługo potem i Amelia znalazła się obok-A myślisz, że tata ma już nową rodzinę? No wiesz, mojego brata i jego mamę...-pytała, chowając masło i wędliny do lodówki

Oparłam się rękoma o blat stołu, poważnie zastanawiając nad tą kwestią. Dobre pytanie...

-Nie wiem kochanie, nie mam pojęcia.-zagryzłam wargę, chwilę zakręciłam się przy stole aż w końcu nastawiłam wodę na kawę-Chcesz coś gorącego?

-Herbatę z cytryną-odpowiedziała rezolutnie-Mamuś...a jakbym chciała żeby tata do mnie przyjechał to...byłabyś na mnie zła?-niepewnie zagadnęła, wsypując do jednej szklanki kawę a do drugiej wrzuciła torebkę Liptona

-Oczywiście, że nie...Amelko, on jest twoim tatą, kocha cię i wiem, że ty mimo wszystko też go kochasz a przede wszystkim bardzo tęsknisz, tak?-przykucnęłam naprzeciw niej, łapiąc za ramiona-Weź telefon i zadzwoń, tata na pewno czeka.-posłałam jej nikły uśmiech a na dźwięk gotującej się wody szybko wstałam i zalałam napoje.

Doskonale wiedziałam z czym to się wiąże. On tutaj przyjedzie i będę musiała się z nim zobaczyć. Chcąc nie chcąc. I nawet rozmawiać, nic nie poradzę. Mamy dziecko, wspólne dziecko, które nie może przez to cierpieć.
No i tak też tydzień później do Sopotu zawitał Bartosz. Może powiecie, że jestem głupia, ale to już jest cholerne przyzwyczajenie i przez to upiekłam jego ulubiony sernik z rodzynkami. Zawsze to robiłam jak przyjeżdżał po dłuższej nieobecności. Kurcze, nie powinnam tego robić, Jak zwykle udał mi się śpiewająco. Zapach ciasta roznosił się po wszystkich pomieszczeniach a Amela latała po całym mieszkaniu jak szalona od jednego okna do drugiego, nie mogąc się doczekać wizyty ojca.
Stało się. W końcu zadzwonił do drzwi. Miałam iść otworzyć, ale zablokowałam się. Amelia wyczuła sprawę, sama pobiegła przywitać tatę. Ten głos, ten śmiech. Zamknęłam oczy.

-Tata!-wskoczyła na jego ręce, tuląc się jak przytulanka

-Tęskniłem.-szepnął całując jej skroń-Urosłaś! Mama ciebie drożdżami karmi?-zaśmiał się, stawiając ją na podłodze

Stanęłam dyskretnie w wejściu do salonu, przyglądając się bacznie tym dwojga. Serce mnie zabolało. Dlaczego to się tak musiało potoczyć...

-Będę taka duża jak ty!-rzekła dumnie, pokazując ręką ile jeszcze urośnie na co parsknęłam śmiechem tym samym przykuwając na siebie wzrok i uwagę Bartka

-Cześć Flawia.-machnął ręką w moim kierunku, więc kiwnęłam głową w geście przywitania

-Napijesz się kawy?-zaproponowałam, zapraszając dłonią do salonu

-Tak, jasne.-wciąż się na mnie patrzył. Nie czułam się swobodnie. Modliłam się w myślach by ten dzień się szybko skończył jednak była dopiero 9 rano.

Ukroiłam ciasto, zaparzyłam kawę. Wszystko to zaniosłam do salonu, stawiając na stoliku. O czym ja miałam z nim gadać? O pogodzie? O samopoczuciu? Boże! Dawno nie byłam taka skrępowana.
Jej, dokładnie jak za pierwszym razem. Przy pierwszych spotkaniach kiedy to on tak bardzo starał się uzyskać mą przychylność i zaufanie...Przestań Flawia, przestań!
Na widok sernika uśmiechnął się tylko, ale nie skomentował dzięki Bogu.

-Chciałbym wziąć Amelię na ferie zimowe do siebie.-wywalił nagle kiedy to nasza córka zniknęła za drzwiami łazienki

-Ferie zaczynają się za tydzień.-zauważyłam, mierząc go spojrzeniem-Dopiero teraz mi o tym mówisz?-zdenerwowałam się i to nawet bardzo

-A kiedy miałem ci powiedzieć?-uniósł brew do góry nieco zdziwony-Mam do niej takie same prawa jak ty a z tego co wiem to sąd w żaden sposób mnie nie ograniczył w kontaktach.

-Nie przeginaj, dobra?! Nie dam ci jej na 2 tygodnie, zapomnij!-uniosłam się trochę, opamiętałam się dopiero jak doszło do mnie, że to wszystko może słyszeć Mela

-To pojedźcie ze mną we dwie.

-O czym ty mówisz...-pokręciłam głową z niedowierzaniem

-Wróćcie do mnie. Flawia, ja ci nie dam rozwodu. Nie zgadzam się na to, rozumiesz? Za bardzo cię kocham.-mówił prawdę, znałam go za dobrze. Nie kłamał. Ale co z tego? Miałam mu się rzucić na szyję?

-Szkoda, że wtedy zapomniałeś jak bardzo mnie kochasz.-szepnęłam ocierając pojedynczą łzę, spływającą po policzku-Przyjedź po nią za tydzień. Pobyt u ciebie dobrze jej zrobi.-dla dobra Amelki. Tylko i wyłącznie dlatego się na to zgodziłam.

Później Bartosz zabrał Amelię na miasto. Poszli do kina, cukierni...Chcieli bym szła z nimi, ale podziękowałam. Ja i Kurek to przeszłość. Nie dość, że musiałam przekonać do tego Bartka to i chyba jeszcze siebie.



"Cause trying not to love you
Only goes so far 
Trying not to need you 
Is tearing me apart
Can’t see the silver lining
I’m down here on the floor
 And I just keep on trying
But I don’t know what for
Cause trying not to love you
Only makes me love you more
Only makes me love you more"



Posyłam Wam 9tkę, która jest trochę smutna, ale i odrobinę optymistyczna. Dlaczego?Ktoś się domyśla?
Przepraszam Was, że u niektórych zaniedbałam blogi, ale odkąd pracuję to laptop biorę w ręce dosłownie na chwilę.
Zachęcam do wypowiadania się w komentarzach. Pozdrawiam! 

5 komentarzy:

  1. świetny niech oni się pogodzą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny ;*
    Mam nadzieje, ze Flaw w koncu zrozumie i da Bartkowi szanse. W koncu nadal go kocha.

    Pozdrawiam ;*!

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny *.*
    Oby jeszcze byli razem ;)
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny ! Ale mogłabyś pisać dłuższe te rozdziały ... pozdrawiam !:*

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny, mam nadzieję,że jednak się pogodzą. czekam na kolejny, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń