Translate

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

4.Love you, so don't let me down

Kilka dni zastanawiałam się nad tym co się ze mną dzieje. Potwornie się czułam. Nie mogłam pracować. Zapach farby do włosów powodował u mnie mdłości, nie byłam w stanie obsłużyć klientki a co dopiero zrobić coś w domu. Nim ugotowałam cokolwiek to kilka razy zaliczyłam muszlę klozetową. Boże, co to było! Pierwsze co to pomyślałam o grypie żołądkowej, bo Amelia ją niedawno miała, więc mogłam się zarazić, ale nie...to nie było to. Poszłam do lekarza, wzięłam L4 na kilka dni by dojść do siebie, bo otwieranie salonu i tak nie miało sensu. Musiałam odwołać wszystkie klientki! Podczas gdy Amelia była w szkole a Bartosz na wyjeździe z drużyną, wybrałam się do swojej siostry Dagmary. Dawno ich nie widziałam, zupełnie nie było czasu się spotkać.
Oliwier przygotowywał się do matury, Antek był w 3 klasie  podstawówki a Michał pracował jako kierownik hali sportowej. Jemu to stanowisko było wręcz przeznaczone. Kierować to on umiał doskonale. Wszystkim i wszystkimi.

-Co tam u was słychać?-stawiając mi przed nosem filiżankę z kawą zapytała zaciekawiona

-Jest świetnie, póki co nie mogę narzekać.-mój wyraz twarzy mówił wszystko

Szczęśliwa Winiarska zasiadła tuż obok, łapiąc mą dłoń.

-W końcu się układa, teraz będzie już tylko lepiej. No i ten pierścionek! Też muszę tego swojego Winiara do oltarza zaczochrać.-kiwnęła głową nakładając na talerzyk murzynka-Spróbuj, dzisiaj upiekłam.

Z wielkim zapałem sięgnęłam po kawałek by zaraz spróbować jej wypieku. Wszystko mi się cofnęło. Zakryłam usta dłonią wybiegając do łazienki. 
Brunetka wywaliła oczy, sądząc początkowo, że po prostu tym razem ciasto jej nie wyszło, ale po skonsumowaniu kawałka stwierdziła, że jednak jest okej.

-Wszystko okej?-stanęła pod drzwiami, nasłuchując nieprzyjemnych odgłosów

Nie mogłam z siebie niczego wydusić, więc dopiero jak mi przeszło i opłukałam twarz zimną wodą to wyszłam i powiedziałam:

-Nie wiem Daga, od jakiegoś czasu tak jest. Cokolwiek nie zjem to zaraz zwracam, nawet salon zamknęłam, bo nie daję rady pracować.-zrezygnowana opadłam bezwiednie na krzesło kuchenne

-W ciąży może jesteś?-spytała niepewnie, świdrując mnie spojrzeniem

Zaraz zaprzeczyłam.

-Coś ty, to by było dla mnie samobójstwo. Przez to mam założoną spiralkę. Po tym wypadku lekarz zastrzegł, żebym nawet nie próbowała zachodzić w ciążę, bo to może się źle skończyć.-rzekłam ot tak, ale zaraz ta myśl zajęła mą głowę-O mój Boże...-jęknęłam żałośnie

-Źle skończyć?-dopytała zaniepokojona

-Już w ciąży z Amelią miałam wielkie problemy, łożysko mi sie odkleiło a druga ciąża nawet nie wchodziłaby w grę z medycznego punktu widzenia. Zwłaszcza po tak ciężkim wypadku i wieloletniej śpiączce.-skrzywiłam się na samą myśl

-A co jeśli...Boże, Flawia. Musisz iść do ginekologa.-pogłaskała mnie po twarzy wyraźnie zatroskana

I tak też wróciłam do domu. Nie, nie mogłam spodziewać się drugiego dziecka. To by mnie zniszczyło. Nie...to by nas zniszczyło. Całą naszą trójkę...czwórkę...
Przez parę dni chodziłam jakby nieobecna. Zapisałam się do lekarza oczywiście, ale nawet przed wizytą nie odważyłam się wykonać testu. Nie, wolałam żyć w niepewności i móc wpierać sobie, że to tylko problemy z żołądkiem. Ale czy przez problemy z żołądkiem okres mógł mi się spóźniać?


(...)

Gabinet lekarza opuściłam totalnie załamana. Nie miałam powodów ku temu by się cieszyć, bo ciąża uznawana była za wysokiego ryzyka, więc lekarz natychmiast dał mi skierowanie do szpitala i tam też miałam spędzić czas aż do ewentualnego rozwiązania. O ile bym tę ciążę donosiła. To już inna sprawa. Żadna metoda antykoncepcji, jak to mówią nie jest 100 procentowa i tym razem, w moim przypadku niestety zawiodła. Nie wiedziałam co mam im powiedzieć. Jak porozmawiać z Amelią, żeby wszystko zrozumiała. Jak wyznać prawdę Bartoszowi. Chociaż...reakcji Bartosza się nie bałam. Obawiałam się jedynie Amelki, która znowu miała mnie stracić na długo, o ile nie bardzo długo.

Zadzwoniłam do Bartka żeby wcześniej przyjechał do domu, bo ktoś musiał zająć się naszą córką. Odrazu na wejściu spytał czy coś się stało a ja nie mogłam owijać w bawełnę. Opowiedziałam o wszystkim. Razem głowiliśmy się nad tym jak to przekazać Meli kiedy wróci ze szkoły. I niby już wiedziałam jak zacząć, ale jak pojawiła się w domu, taka wesoła, bo dostała 5 z matematyki to zabrakło mi języka w buzi. Podałam jej obiad, przez cały ten czas opowiadała jak to minął jej dzisiejszy dzień. Ryczeć mi się chciało, znowu ją zawiodłam.

-Kochanie, musimy ci o czymś powiedzieć.-zaczął Bartek, widząc że ja nie mogłam się do tego zabrać

-Tak?-spytała tak nieświadomie, kończąc jeść

-Amelko...-w końcu i ja się włączyłam. Postawiłam krzesło bliżej niej i usiadłam, grzebiąc jej palcami we włosach. Milczałam, patrzyłam w te jej oczka i nie miałam serca psuć tego co było, ale musiałam.-Kocham ciebie najmocniej na świecie, jesteś dla mnie najważniejsza i....-westchnęłam ciężko powstrzymując łzy-Muszę iść do szpitala.

-Jesteś chora?-odłożyła sztućce by zaraz usiąść na mych kolanach

-Nie...tzn...-błądziłam, nie mogąc się w tym odnaleźć

-Mama jest w ciąży, ma w brzuszku braciszka, albo siostrzyczkę. Coś jest nie tak, dlatego musi iść do szpitala.-wyjaśnił mój mąż

-Na długo?-jej głos zaczął się łamać

-Nie wiem Amelko, możliwe że na kilka miesięcy...-odpowiedziałam, spoglądając na nią

-Obiecałaś mi. Obiecałaś mi, że już mnie nigdy więcej nie zostawisz!-krzyczała płacząc-Dlaczego taka jesteś?! Nie kochasz mnie!

-Kocham, skarbie moje, kocham cię!-przykucnęłam przed nią, próbując ją uspokoić

-Nie wierzę ci już! Zawsze kłamałaś, zawsze!-wyrwała mi się, uciekając do swojego pokoju

-Amelia!-zawołaliśmy równocześnie, ale na marne

Nawaliłam, znowu...Ledwo mi się udało i wszystko popsułam. Co ze mnie za matka?! Zawiodłam swoje dziecko i to nie pierwszy raz... Osunęłam się pod ścianą, dławiąc łzami. Wszystko runęło. To co udało mi się odbudować, runęło.


"Well I'm sorry if it sounds kinda sad, it's just that 
Worried, so worried that you let me down 
Because I love you, love you
Love you, so don't let me down "









I już jest smutno. Tak jak mówiłam wcześniej :)


Tu już tak będzie, musicie przywyknąć.

Postanowiłam dodać 4. rozdział dzisiaj tak na dobry początek roku szkolnego :) Może to co napisałam optymistyczne nie jest, ale podejrzewam, że dzisiejszy dzień dla większości z Was jest identyczny? :D hehe
Ja już szkołę skończyłam, teraz pora wziąć się za pracę :) Pozdrawiam! <3

PS aaaaa! Kto chce być informowany, niech się wpisuje w zakładce, to mi ułatwi życie :D

piątek, 28 sierpnia 2015

3.You drive me crazy, you drive me crazy

Imieniny Adama Kurka minęły nam w przyjemnej atmosferze. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów czułam się w pełni szczęśliwa. Każdy tam obecny podzielał me odczucia.
Ależ poczyniliśmy postęp Bartku!
Nawet jabłecznik wszystkim smakował a co za tym idzie, nie został po nim ani jeden okruszek.
W końcu poznaliśmy też dziewczynę Kuby. Mały Kubuś już nie jest taki mały. Z resztą on nigdy, jak to każdy mężczyzna z rodu Kurków, niski nie był.
Po powrocie do domu, a było koło 22 trzeba było szybko się myć i kłaść spać, bo każde z nas musiało wcześnie wstać.

Minęło kilka dni, zbliżał się kolejny weekend. Bartosz wraz z wrocławską drużyną Impelu wręcz nie wychodził z hali od rana do wieczora. Śmiałam się już, że zawiozę materac i kołdrę, bo po cóż ma wracać do domu na kilka godzin? Jak się domyślacie, praca z kilkunastoma kobietami to nie łatwa sprawa, więc mój Kurek bardzo często wracał znerwicowany do domu i niekiedy nie miał zupełnie ochoty na rozmowę. Zamykał się w swojej domowej siłowni i wyciskał tam siódme poty, w ten sposób wyładowując negatywne emocje. Znałam go już na tyle dobrze, że wiedziałam, iż w paradę nie warto mu wtedy wchodzić,

W piątkowe popołudnie zamknęłam nieco wcześniej salon, bo obiecałam naszej Amelii, że odbiorę ją ze szkoły. Miałyśmy wtedy pójść na małe zakupy. To miał być też pretekst ku spędzeniu razem wolnego czasu. Nie potraficie sobie wyobrazić jakaż ona była szczęśliwa. Jej uśmiechnięta buźka wręcz promieniała jak słońce. Było deszczowo, ale to nie miało znaczenia choćby najmniejszego. Tak bardzo chciałam nadrobić ten stracony czas. Miałam świadomość, że to mission imposible, ale chciałam spróbować.
Wpadłyśmy do centrum handlowego, oczywiście początkowo miało to być według Melki "popatrzenie na ciuchy", ale ona jak to ona "To jest śliczne i pasuje mi do tych nowych butów". Oczy kota ze Shreka i weź bądź stanowczy.
Potem zahaczyłyśmy o Piotra i Pawła by zapełnić lodówkę i kierunek dom. O dziwo znajdował się tam już pan domu, który najwyraźniej skończył dużo wcześniej pracę.

-Gdzie to się szlajacie?-zmroził nas spojrzeniem, udając poirytowanego faceta przed 40stką

-Zobacz tatusiu co mam!-radosna 9-latka wyjęła z torby nową bluzę z Sinsay'a

-Ty nie masz za dobrze, co?-rozbawiony mężczyzna cmoknął córkę w skroń by następnie tak nagle przytulić się do mnie

Trzymał mnie i trzymał jakby bał się, że zaraz ucieknę. Na nic były moje starania by się uwolnić.

-Co ci? Nabroiłeś coś?-parsknęłam śmiechem a ten w końcu zluzował uścisk

-Dziś jest ważny dzień mamo.-odezwała się blondynka, która siedziała na krześle ochoczo machając nogami do przodu i do tyłu

-Doprawdy?-zdziwiona zmarszczyłam czoło-Ominęłam coś?-z uporem zaczęłam szperać w myślach-Urodziny miałaś w kwietniu, ty w sierpniu, ja mam w październiku. Rocznicę ślubu mieliśmy w czerwcu...Nie wiem, poddaję się. Nie będę zgadywać.-zrezygnowana podciągnęłam się na blat szafki, siadając wygodnie

-Dalej tato! Zrób to!-radosny chichot Amelki rozniósł się po całym domu

-Ale co?-popatrzyłam raz na córkę raz na męża-No dalej, co jest grane?

Bartosz odchrząknął głośno, otrzepując materiał koszulki na ramionach z niewidzialnego kurzu. Przyglądałam się im, nie wiedząc co myśleć. Oszaleli czy jak? Nie mogłam się doczekać finału.

-Skoro tak dobrze nam idzie, postanowiliśmy, że przypomnimy ci coś jeszcze. Coś bardzo ważnego.-nieco zdenerwowany zaczął macać swe kieszenie spodni-Mimo tego, że już raz to robiłem to i tak denerwuję się jak świeżak.-zaświrował oczyma, racząc błagalnym wyrazem twarzy Amelię

-Oj tato!-mała uderzyła się z otwartej dłoni w czoło, podreptała szybko do przedpokoju i z kurtki Bartosza wyjęła małe, czerwone pudełeczko-Do roboty!-poklepała go na takiej wysokości jak zdołała sięgnąć i odsunęła się na bok

-O ja pierdole-wymsknęło mi się, widząc jak Kurek pada wręcz na kolana. Pot płynął mu po twarzy, ręce drżały, ale mimo wszystko trzymały otwarte już pudełko z pierścionkiem. Zsunęłam się z blatu, stając na przeciwko niego

-Ty chcesz mi się oświadczyć?-spytałam niepewnie, przechylając głowę na bok

-Wyjdź za mnie Flawia, poraz drugi. Weźmy ślub. niech wszystko zacznie się od nowa.- A dajcie spokój, poryczałam się znowu. Nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa, więc nie zrobiłam nic innego jak tylko padłam na kolana i pocałowałam go namiętnie a zaraz włożył mi tę śliczną błyskotkę na palec.

-Ty mówisz serio? Tak? Naprawdę chcesz znowu wziąć ślub?-nie wierzyłam, wolałam się upewnić. A niech mnie ktoś uszczypnie. Ostatnie dni były tak udane, że po prostu to nie mogło się dziać.

-Tak, chcę znowu wziąć ślub Flawia.-utonęłam w jego oczach, które w tamtej chwili były pełne szczerego uczucia

-Sama wybierałam pierścionek, śliczny, co nie?-Amelia w końcu podeszła i objęła nas ramionami stając pomiędzy-Mam dobry gust.-stwierdziła dumnie, łapiąc mą dłoń-Pięknie się prezentuje.

-Jest wspaniały kochanie, dziękuję.-pocałowałam ją w policzek, tuląc do siebie jak misia

-Eeeej no, a ja?!-prychnął mężczyzna

-No ty też dostaniesz-obie zaczęłyśmy się głośno śmiać i sprzedałyśmy mu gorące całusy w policzka. O mało nie pękł ze szczęścia!

Było tak pięknie, tak cudownie. Układało się niesamowicie dobrze. Odzyskiwałam córkę, miałam wyjść ponownie za mąż. Zasłużyłam na to wszystko? Powiedzcie mi szczerze? Czy to nie był tylko sen? Jeśli tak to nie chciałabym się nigdy z niego obudzić.

(...)

Późnym wieczorem, było około 21, zasiedliśmy we dwoje na kanapie. W telewizji leciał akurat film, który wszyscy doskonale znają a mianowicie "Piraci z Karaibów". Oglądałam go z milion razy a i tak zawsze wywoływał u mnie napady śmiechu za sprawą kapitana Sparrowa. Bartosz był już tym znudzony, bo ileż można oglądać to samo, ale postanowił jakoś to przecierpieć. Przyniósł z barku butelkę czerwonego wina i dwie lampki po czym odkorkował alkohol i napełnił naczynia. Uśmiechnęłam się na samą myśl, bo mały relaks każdemu się należy.

-Dziękuję-chwyciwszy w dłoń lampkę z czerwoną cieczą zaraz zamoczyłam w niej usta. Czując przyjemne ciepło jakie raczyło mnie od środka, przymknęłam powieki, opierając się wygodnie o oparcie kanapy-Tego mi było trzeba-dodałam po chwili, obserwując jak duża dłoń Bartka wędruje po mym udzie.

-Yhyyym...-przeciągnął zbliżając swą twarz do mojej. Te duże niebieskie oczy! W nich się zakochałam wiele lat temu. To one sprawiają, że wariuję, że tracę kontrolę nad swoim ciałem. Tak też stało się i tym razem. Nie mogłam nad sobą zapanować, oddałam mu się.

Było naprawdę gorąco, temperatura biła z zewnątrz i od środka a lampka z winem, którą jeszcze do niedawna dzierżyłam w dłoni, upadła na panele rozsypując się w drobny mak.

-A co wy robicie?!-nagłe pojawienie się Amelii w salonie spowodowało, że odskoczyliśmy od siebie niczym małe dzieci przyłapane na gorącym uczynku

-Dlaczego ty nie śpisz?-próbujący opanować ciężki oddech Kurek, chwycił za koszulkę, którą dopiero co z niego zdjęłam

-Usłyszałam, że coś się potłukło i poza tym nie mogę usnąć...-zasiadła pomiędzy nami, ziewając głośno

-Jest 22, powinnaś już dawno spać.-stwierdziłam  poprawiając podkoszulkę

-Położysz się ze mną?-zerknęła na mnie, kładąc głowę na mych kolanach

-Nie ma mowy, jesteś już duża. Na górę!-poirytowany Bartosz chwycił ją za dłoń i zaprowadził na schody-Śpij dobrze-ucałował jej czoło a ta biedna a zarazem zrezygnowana podreptała wolno do swojego pokoju

W tym czasie chwyciłam za miotłę i szufelkę by sprzątnąć bałagan. Poczułam się dziwinie, rozbolała mnie głowa a przed oczami pojawiły się mroczki.

~-Córcia, co wybierasz? Chleb, sól czy pana młodego?

-Chleb i sól i pana młodego żeby zarabiał na niego

-Tutaj zamoczcie sobie kawałeczki chleba w soli...Tak jest, a teraz kieliszeczki do dna i za siebie!

Trzask pękających kieliszków. Trzeba było to posprzątać. Ja trzymałam miotłę a Bartosz szufelkę.

STOP

(...)

-Cholerna sukienka...

-Uważaj, nie urwij zameczka!

Noc poślubna. Bartek nie mógł sobie poradzić z zapięciem od sukni. Wyrwał zamek, tak...oddałam suknię do krawcowej...

STOP

(...)

-Wszystko w porządku?-zaniepokojony mężczyzna chwycił mnie za ramiona, podciągając do pozycji stojącej-Źle się czujesz? Flawia! Coś cię boli? Jedziemy do szpitala? Boże, Flawia!-posadził mnie na krześle a sam ukucnął na przeciwko-Flawia! Widzisz mnie?-machał ręką przed mymi oczyma

Przez chwilę byłam jak na haju, świat mi wirował, nie mogłam obrać konkretnego punktu, wszystko wydawało się ruchome...

-Kochanie!-klepnął lekko mój policzek, próbując powstrzymać łzy. Tak bardzo się wystraszył. Sądził, że coś złego się ze mną działo. Lekarz ostrzegał, że tak może być. Skutki wypadku i śpiączki.

-Twój kieliszek nie chciał się stłuc.-wywaliłam łapiąc się za głowę

-Co?-zmarszczył brwi zdezorientowany

-Wyrwałeś mi zamek od sukni. Dałam za nią 5000 złotych.-powiedziałam z wyrzutem

Roześmiał się. Jak mu ulżyło! Kamień spadł z jego serca. Tak się śmiał, że nie macie pojęcia, więc chcąc nie chcąc i ja zaczęłam.

-Boooże, Flaw...!-z ulgą objął mnie, zostawiając na skroni pocałunek-Przypomniałaś sobie coś jeszcze?

-Nie...tylko to.-odparłam z dumą. Wszystko szło do przodu, odblokowałam się!-Może niedługo wszystko wróci?

W tej chwili jakby do Kurka coś doszło, nie wiedziałąm jeszcze co to było, ale mina mu zrzędła.

-Nie wszystko na raz, powoli.-wyprostował się, drapiąc po zarośniętej brodzie-Idę się wykąpać. Spać mi się chce.-machnął i wyszedł. Odprowadziłam go wzrokiem do samych schodów. Nie dawało mi to spokoju. Dlaczego tak nagle przestał się cieszyć?



"And when I'm looking in those big blue eyes, 
I start a'floating round in paradise, 
You drive me crazy, you drive me crazy. "



Bartkowi coś nie ponosie się zrobiło... Kto czytał 1. część? Domyślacie się czemu tak nagle wyszedł pod pretekstem zmęczenia?
Posyłam Wam optymistyczną trójeczkę, być może rozdział czwarty już takowy nie będzie :)
Cześć i czołem! :P

niedziela, 23 sierpnia 2015

2. Do ciebie po niebie szłam

-Podłącz go, tata wczoraj grał w GTA i się rozładował...-zagadnęłam nie wiedząc zupełnie jak zacząć rozmowę. Skarciłam siebie w myślach. Do cholery, z własnym dzieckiem nie wiesz jak gadać Flawia! Weź się ogarnij kobieto! Przymrużyłam powieki dyskretnie zmniejszając odległość jaka dzieliła nas na dywanie.

-Po co do mnie przyszłaś?-po dłuższej chwili ciszy ogarnęła mnie swym przenikliwym spojrzeniem. Aż przeszły mnie ciarki. Naprawdę, nie wyobrażacie sobie tego co w tamtej chwili czułam. Ta mała istota miała w sobie tyle żalu i złości. Było mi jej szkoda, ale mimo wszystko jeszcze nie wiedziałam jak działać.

-Porozmawiajmy...-błądząc oczami po kremowych ścianach pokoju szukałam odpowiednich słów-Ja wiem, że...czujesz się niekochana z mojej strony, oszukiwana, odtrącona...Staram się Amelio, tak bardzo chcę być przy tobie i uwierz, że ja naprawdę ciebie kocham.-a przynajmniej chciałam się tego nauczyć od nowa. Może i trochę kłamałam w tamtej chwili, bynajmniej nie dawałam po sobie tego poznać.

Amelia milczała, dosyć nerwowo nakręcała skrawek bluzki na palec by potem skubać swe paznokcie. Nie nalegałam na żadną odpowiedź. Po prostu pomyślałam, że warto zostawić ją z przemyśleniami. Jakimikolwiek. Była bardzo mądrą dziewczynką, więc byłam pewna, że dojdzie do jakichś wniosków.

Wstałam i wyszłam, odrazu biorąc się za sprzątanie domu. Do wieczora zostało niewiele czasu a od jutra praca i szkoła. Chwyciłam papierowe ręczniki, płyn do mycia szyb i spray na kurz. Czymś trzeba było zająć siebie i swoje myśli. Może i to była swojego rodzaju ucieczka od problemów.
Widziałam jak Bartek nie zważając na moją prośbę udał się do naszej córki. Kogo jak kogo, ale ojca to ona słucha. Pewnie dlatego, że był z nią od zawsze.
Mijały godziny a nasz dom wręcz błyszczał z czystości. O 19 mieliśmy udać się do rodziców Kurka, którzy po moim wypadku przeprowadzili się do Wrocławia by móc pomóc synowi w wychowywaniu Melki. Może to dziwnie zabrzmi, ale dzięki temu jak Amelia zostaje ze mną sama w domu, podczas gdy Bartosz wyjeżdża ze swoją drużyną na mecze jako trener, wiem gdzie podziewa się ma latorośl gdy ucieknie z domu. Tak, często wychodzi z domu, nie mówiąc nic o tym. Mimo tego, że już nie raz i nie dwa dostała za to reprymende ojca to...aj, chyba trzeba czasu. Tylko ile?
Wykąpałam się, szykując do wyjścia. Stałam przed lustrem, owinięta ręcznikiem, nakładając na swą drobną twarz makijaż. Z nikąd w zasadzie pojawił się za mną Bartosz, który ułożył dłonie na moich biodrach a nos utopił w mokrych, pachnących brzoskwinią włosach. Zrobiło mi się przyjemnie, więc oparłam ciało na jego klatce piersiowej.

-Jeśli nie chcesz to nie musimy nigdzie iść.-zamruczał mi do ucha

-A właśnie, że musimy.-zaśmiałam się trącając jego błądzące ręce łokciem-Upiekłam już placek na życzenie twego taty, poza tym Amelia bardzo kocha dziadków, więc była by zawiedziona gdybyśmy nagle postanowili zostać w domu.-uniosłam brew ku górze, przyglądając się jego obliczu w lustrze

-Rozmawiałem z naszą buntowniczką.-zmienił nagle temat "odczepiając się" ode mnie

-I?

-Się okaże.-wzruszył ramionami by zaraz wyjść z łazienki

Wyszykowałam się, zeszłam na dół do kuchni gdzie czekali już mąż z córką. Chwyciłam za blachę z ciastem i wyszliśmy na dwór. Stanęliśmy przed samochodem, chowając potrzebne rzeczy do bagażnika. Bartosz siadł za kierownicą, ja chciałam uczynić to samo, tyle że na miejscu pasażera, ale coś a w zasadzie ktoś mnie powstrzymał. Poczułam jak drobne rączki obejmują mnie w pasie a buzia blondynki opiera się na brzuchu. Stanęłam w bezruchu, nie wiedząc co robić. Zupełnie zaskoczona uniosłam ręce ku górze.

-Przepraszam ciebie...-wypowiedziała swym cienkim głosikiem, podnosząc twarzyczkę do góry, by móc spojrzeć mi w oczy

-Wiem, że zachowuję się bardzo źle, jest mi przykro...mamo.-i w tym momencie serce zabiło mi tak mocno, że myślałam iż zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.

Pierwszy raz od 4 lat powiedziała do mnie MAMO.

~ -Kup mi test.
-Jaki test?...Ciążowy?! Już pędze Flawia!

STOP
(...)

Dwie czerwone kreski, mieszane uczucia, strach przed powiedzeniem Bartkowi prawdy.
To się stało za szybko, jednak nie było juz odwrotu.

STOP
(...)

-Gratuluję, to najprawdopodobniej 6-7 tydzień!

Uśmiechnięta twarz ginekologa i radość, która rozpierała mnie od środka i na zewnątrz kiedy zobaczyłam tę małą fasolkę na ekranie USG.

STOP
(...)

Wesele Zbyszka i Joasi. Poród w samochodzie. Dziewczynka! Odebrałam poród. Urodziła się mała Flawia...

STOP
(...)

-Bartek, jestem w ciąży!

-Co jesteś?

-W ciąży!

-W czym?

-No w ciąży głucholcu!

-A, to gratuluję!

STOP

(...)

Macerata, kilka miesięcy we Włoszech. Uciekłam stamtąd. Dlaczego?!
Jakiś mężczyzna, uciekałam, z wielkim brzuchem...Zasłabłam.

STOP
(...)

Szpital, wszystko mnie bolało. Nie było jej. Gdzie moje dziecko?

-Spokojnie kochanie, mała jest dzielna...walczy.

STOP

(...)

Nasza Melcia, leżąca w inkubatorze. Była taka maleńka. 

Każdy dzień był wizytą w szpitalu przy córce. Rosła jak na drożdżach.

STOP

(...)

Nieprzespane noce, pierwszy spacer, pierwszy ząbek, raczkowanie, pierwszy krok, pierwsze słowo "tata", później "mama".

MAMA

Jestem mamą. Flawia! Jesteś mamą!

STOP

(...)

-Jestem mamą! Twoją mamą kochanie! Moje słoneczko kochane, mamusia tu jest...Moja Melcia,-pamiętam, teraz pamiętam. Tylko ja nazywałam ją Melcią. To jest moja Melcia. Mała łobuzica. Poryczałam się jak głupia. Coś mi się przypomniało. To były skrawki jakichś momentów, ale w tych momentach była właśnie ona. Moja mała kruszynka. Przykucnęłam by ją przytulić a następnie ucałować w czoło.

Ona chyba też to poczuła. Poczuła mnie, prawdziwą mnie. Tą kobietę, która nosiła ją pod sercem a potem przez pierwszy rok jej życia zajmowała się nią otaczając miłością i opieką.

-Tak bardzo tęskniłam za tobą słoneczko, tak bardzo...-mówiąc to zacieśniałam uścisk a ona coraz to bardziej wtulała się w me ciało

-Jesteś już ze mną? Wróciłaś do mnie?!-szepnęła dławiąc się łzami

-Wróciłam i już nigdzie się nie wybieram.-uśmiechnęłam się do niej przez łzy, wycierając jej mokre policzka

Z boku stał Bartosz, który wyszedł z auta. Przyglądał się nam, nie kryjąc wzruszenia. W końcu coś się ruszyło, coś się udało. To był za razem mały i wielki krok w stronę dawnego życia. Miałam nadzieję przypomnieć sobie wszystko co utonęło w czarnej dziurze, ale jeszcze wtedy nie wiedziałam, że nie wszystko było dobre.


"Dmuchawce, latawce, wiatr
Daleko z betonu świat
Jak porażeni, bosko zmęczeni posłuchaj
Muzyka na smykach gra
Do ciebie po niebie szłam
Tobą oddycham 
Płonę i znikam chodź ze mną"




I co wy na to, hmm? :) Podoba wam się to czy może nie?
Jestem otwarta na każdą opinię.
Dzisiaj mamy mały postęp u Flawii i jest bajkowo :)
Nie łudźcie się, że będzie tak cały czas! Kto czytał pierwszą część ten wie co było i wie czego Flawia "pozbyła" się z pamięci :)
Liczę na waszą obecność i komentarze! :)
Pozdrawiam ^^

wtorek, 18 sierpnia 2015

1.Wspólny adres nasze dzieci sny

Niby jest już dobrze.
Wróciłam do pracy, otworzyłam własny salon fryzjerski, który o dziwo prosperuje nawet bardzo dobrze. Jestem z siebie dumna, bo pomimo tylu niepowodzeń jakie napotykały mnie w ostatnich latach-coś mi wyszło.
I nie mówię tu o Bartoszu czy Amelce, bo oni to inna sprawa. Te dwie osoby są moim skarbem, moim słońcem, najlepszym co mogło mi się przytrafić.
Wielu rzeczy jeszcze nie pamiętam, w zasadzie to mało co mi się przypomniało. Moja córka?
Wiem, że ją kocham, ale nie czuję tego. Staram się jej to okazywać jak tylko mogę. Ona nie może cierpieć, jednak jest już na tyle dużą osóbką, że wie co jest grane. Często trzyma mnie na dystans. Działa na zasadzie "vice versa". Odpłaca mi się tym samym. Wchodzi w trudny wiek a ja sama nie potrafię tego ogarnąć. Mam Bartka, który bardzo się stara. Jest dla mnie wielkim oparciem. Dziękuję jemu za to przez cały czas. Tylko jego Amelia słucha, tylko do niego ma szacunek. Ja straciłam wszystkie przywileje zaraz po wybudzeniu się ze śpiączki, zaraz po tym jak Amelia zrozumiała, że mama jej nie pamięta. Czy mogę mieć do niej pretensje?
Nie, co to to na pewno nie.
Wierzę cały czas, że wszystko nam się w końcu poukłada, że będzie tak jak 8 lat temu. Podobno wiara czyni cudna, prawda?

Tego dnia, a było to w pewną wrześniową niedzielę, cała nasza trójka miała wolne. Amelia tak jak jej ojciec to wielki śpioch, oboje potrafią spać do południa, dlatego nawet nie próbowałam ich budzić na śniadanie. Jak się obudzą to w sam raz na obiad.
Przeciągnęłam się leniwie, widząc iż zegarek wskazywał dopiero 8 rano. Miałam dużo do zrobienia.
Cały dom do wysprzątania, pranie, gotowanie a i jabłecznik obiecałam upiec na imieniny teścia, jednak nim wygramoliłam się z łóżka to postanowiłam popatrzeć sobie na tego mojego przerośniętego i siwego już gdzieniegdzie męża. Niedługo stuknie mu 37 lat. Jak ten czas zleciał.
Z resztą, ja też już aż taka młodziutka nie jestem. 35 lat, kilka zmarszczek, niezbyt widocznych, ale zawsze!
Uwielbiam go, tego jestem pewna na 100 procent.
Wyszłam z sypialni, po drodze zahaczając o pokój naszej córki. Niebieskooka blondynka spała smacznie na boku z kołdrą po między nogami. To ma po mnie, ja też tak zawsze śpię.
Uśmiechnęłam się delikatnie, zamykając za sobą drzwi i poszłam na dół do kuchni.
Chadzając po mym królestwie w szlafroku przyrządziłam sobie kawę z mlekiem na dobry początek dnia a następnie tosty. Za oknem było szaro, złote liście spadały z drzew. W końcu był to już koniec września. Zamyśliłam się, zatapiając usta w gorącej cieczy. A nóż, może akurat zapali mi się lampka, próbowałam, ale znowu na marne.
Minęło kilka godzin. Pachnący jabłecznik dochodził w piekarniku a rosół z makaronem stał już na stole w jadalni, czekając aż te dwa śpiochy zejdą na dół.
I tak właśnie się stało.

-Dzień dobry.-powitał mnie Bartosz, jeszcze trochę zaspany, jednak jego szerokiego uśmiechu nie mogło zabraknąć

-Cześć. Siadaj, bo wystygnie zaraz.-wskazałam palcem na krzesło obok siebie a zaraz odwzajemniłam czuły pocałunek jaki spoczął na mych ustach.-Amelia jeszcze śpi?-dopytałam rozglądając się dookoła

-Jak zchodziłem na dół to nie widziałem by wychodziła z pokoju.-stwierdził, nalewając sobie zupy do miski

-Pójdę po nią.-kiwnęłam głową, ale nim zdążyłam wstać to 9-latka dołączyła do nas przy stole

-Wypadałoby się przywitać.-tonem głosu, ale i spojrzeniem skarcił córkę były siatkarz

-Cześć-rzuciła od niechcenia, mieszając łyżką w rosole

Takim akcentem rozpoczął się nasz obiad. Wszystkim, a w zasadzie mi i Bartkowi smakowało, więc jedliśmy praktycznie bez słowa. Moją uwagę co jakiś czas przykłuwała Mela, która to nie zjadła ani łyżki a jedynie odgarniała makaron na brzegi.

-Nie smakuje ci?- zerknęłam na nią znad talerza

-Nie, wszystko okej.-wydukała podpierając głowę ręką

-Jeśli chcesz to przygotuję ci coś innego, nie ma problemu.-zaproponowałam przyjaźnie, posyłając jej uśmiech

-Nie jestem głodna! Nie udawaj troskliwej mamusi!-warknęła wściekła, wstając

Zamurowało mnie. Czegoś takiego się nie spodziewałam, może wszystkiego, ale nie tego.
Miałam na nią krzyknąć? Wtedy miała by do mnie jeszcze większe wyrzuty, a tego nie chciałam.

-Co to ma być do jasnej cholery?! Jak ty się odzywasz do mamy?!-Bartosz nie wytrzymał, tego było za wiele. Nie mógł już tolerować tego, że nasza córka ma do mnie taki stosunek. Nie chciał na to pozwolić.

-Ona nie jest moją mamą! Nie nawidzę jej tato!-ze łzami w oczach wybiegła z pomieszczenia

Mi też się to udzieliło. Zaczęłam płakać. Nie dlatego, że było mi przykro z powodu jej zachowania. Po prostu czułam, że ją zawiodłam.

-Wróć tutaj! Amelia, wróć powiedziałem!-krzyczał, chcąc pójść za nią, ale chwyciłam go za przedramię-No co?! Ile można?! Nie zasłużyłaś sobie na to!-wbił we mnie swój wzrok zaciskając zęby

-To że będziesz na nią krzyczał nic nie da...-szlochałam, pociągając nosem-Ja sama...ja sama muszę to naprawić, wiesz? Muszę ją odzyskać. Nie było mnie przy niej, nie pamiętam jej a powinnam. Bartek! Ja wiem, że chcesz dobrze, ale zostaw to mi, okej?-otarłam łzy delikatnie przybliżając się do niego aż w końcu utonęłam w jego umięśnionym torsie.

Westchnął ciężko, wbijając wzrok w sufit. Ciężkie było i jest nasze wspólne życie. Głaszcząc mnie po głowie szepnął do mego ucha, że mnie kocha. To znaczyło więcej niż tysiąc słów.

Pozbierałam się, poukładałam sobie w głowie to co powinnam jej powiedzieć. Ależ to było trudne. Nie umiałam z nią rozmawiać, odkąd wyszłam ze szpitala to stała między nami taka betonowa ściana, która wszystko utrudniała.
Wolnym krokiem poszłam do niej. Zapukałam do drzwi, nie czekając na pozwolenie weszłam do środka i przez jakiś czas przyglądałam się jej jak siedziała na podłodze z opartymi plecami o łóżko i udawała, że szpera coś na tablecie.
Pamiętam jak dziś, serce waliło mi jak szalone. Głęboki wdech i niepewnie usadowiłam się obok niej.


"Chyba zawsze już 
Tak będziemy pogmatwani
Wspólny adres nasze dzieci sny
Więc pomóż mi odnaleźć tamte dni"


Przedstawiam Wam pierwszy rozdział w kontynuacji "Podstawą siatkówki...". Sądzę, że nie wyszedł zły. Inspiracją do napisania 2. części stała się piosenka Urszuli "Na sen" :) To mi dało kopa do pisania ^^ 



poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Prolog

Tyle lat minęło od wypadku i powrotu do domu ze szpitala.
Staramy się żyć normalnie, staramy się przywrócić mi wspomnienia i matczyne uczucia do 9-letniej już Amelii.
Wszystko idzie bardzo wolno, ja mam czasem dosyć, ale ty Bartoszu kroczysz twardo do przodu na tej trudnej, wyboistej drodze, ciągnąc mnie za sobą. To wszystko ma sens, to wszystko jest nasze,
Nasze dziecko, nasza miłość, nasza przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Nie pozwól mi zwątpić!
Kochany mój, nie pozwól stanąć w miejscu ani się cofnąć.
Trzymaj mą dłoń, idźmy obok siebie.
Jesteśmy małżeństwem na dobre i złe.
W zdrowiu i chorobie.
Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Przetrwaliśmy już tak wiele.
Pomóż mi kochać.
Zbliż mnie do naszej Amelii, która tak bardzo ucierpiała.
4 lata wychowywała się bez matki.
Straciła mnie, choć byłam i jestem jej tak bardzo potrzebna.
Razem damy radę, obiecałeś mi to.



"Nie uciekaj już
Przed marzeniem co oślepia nas
Przecież ja od dawna widzę tylko mrok
Nigdy już nie wezmę nic na sen
Boję się swoich ciemnych cichych miejsc."





Króciutki prolog, mam nadzieję, że Was zaciekawi i zostaniecie ze mną i Kurkami do końca! Miałam tego już nie ruszać, ale po zakończeniu 1. części wiele z Was prosiło mnie o kontynuację, więc jestem! Po równym roku wracam do Nich :)

niedziela, 16 sierpnia 2015

Witam!

Po długiej nieobecności, witam i zapraszam na ciąg dalszy losów Bartosza i Flawii Kurek :)
Obiecuję, że nie będziecie żałować!