Wróciłam do pracy, otworzyłam własny salon fryzjerski, który o dziwo prosperuje nawet bardzo dobrze. Jestem z siebie dumna, bo pomimo tylu niepowodzeń jakie napotykały mnie w ostatnich latach-coś mi wyszło.
I nie mówię tu o Bartoszu czy Amelce, bo oni to inna sprawa. Te dwie osoby są moim skarbem, moim słońcem, najlepszym co mogło mi się przytrafić.
Wielu rzeczy jeszcze nie pamiętam, w zasadzie to mało co mi się przypomniało. Moja córka?
Wiem, że ją kocham, ale nie czuję tego. Staram się jej to okazywać jak tylko mogę. Ona nie może cierpieć, jednak jest już na tyle dużą osóbką, że wie co jest grane. Często trzyma mnie na dystans. Działa na zasadzie "vice versa". Odpłaca mi się tym samym. Wchodzi w trudny wiek a ja sama nie potrafię tego ogarnąć. Mam Bartka, który bardzo się stara. Jest dla mnie wielkim oparciem. Dziękuję jemu za to przez cały czas. Tylko jego Amelia słucha, tylko do niego ma szacunek. Ja straciłam wszystkie przywileje zaraz po wybudzeniu się ze śpiączki, zaraz po tym jak Amelia zrozumiała, że mama jej nie pamięta. Czy mogę mieć do niej pretensje?
Nie, co to to na pewno nie.
Wierzę cały czas, że wszystko nam się w końcu poukłada, że będzie tak jak 8 lat temu. Podobno wiara czyni cudna, prawda?
Tego dnia, a było to w pewną wrześniową niedzielę, cała nasza trójka miała wolne. Amelia tak jak jej ojciec to wielki śpioch, oboje potrafią spać do południa, dlatego nawet nie próbowałam ich budzić na śniadanie. Jak się obudzą to w sam raz na obiad.
Przeciągnęłam się leniwie, widząc iż zegarek wskazywał dopiero 8 rano. Miałam dużo do zrobienia.
Cały dom do wysprzątania, pranie, gotowanie a i jabłecznik obiecałam upiec na imieniny teścia, jednak nim wygramoliłam się z łóżka to postanowiłam popatrzeć sobie na tego mojego przerośniętego i siwego już gdzieniegdzie męża. Niedługo stuknie mu 37 lat. Jak ten czas zleciał.
Z resztą, ja też już aż taka młodziutka nie jestem. 35 lat, kilka zmarszczek, niezbyt widocznych, ale zawsze!
Uwielbiam go, tego jestem pewna na 100 procent.
Wyszłam z sypialni, po drodze zahaczając o pokój naszej córki. Niebieskooka blondynka spała smacznie na boku z kołdrą po między nogami. To ma po mnie, ja też tak zawsze śpię.
Uśmiechnęłam się delikatnie, zamykając za sobą drzwi i poszłam na dół do kuchni.
Chadzając po mym królestwie w szlafroku przyrządziłam sobie kawę z mlekiem na dobry początek dnia a następnie tosty. Za oknem było szaro, złote liście spadały z drzew. W końcu był to już koniec września. Zamyśliłam się, zatapiając usta w gorącej cieczy. A nóż, może akurat zapali mi się lampka, próbowałam, ale znowu na marne.
Minęło kilka godzin. Pachnący jabłecznik dochodził w piekarniku a rosół z makaronem stał już na stole w jadalni, czekając aż te dwa śpiochy zejdą na dół.
I tak właśnie się stało.
-Dzień dobry.-powitał mnie Bartosz, jeszcze trochę zaspany, jednak jego szerokiego uśmiechu nie mogło zabraknąć
-Cześć. Siadaj, bo wystygnie zaraz.-wskazałam palcem na krzesło obok siebie a zaraz odwzajemniłam czuły pocałunek jaki spoczął na mych ustach.-Amelia jeszcze śpi?-dopytałam rozglądając się dookoła
-Jak zchodziłem na dół to nie widziałem by wychodziła z pokoju.-stwierdził, nalewając sobie zupy do miski
-Pójdę po nią.-kiwnęłam głową, ale nim zdążyłam wstać to 9-latka dołączyła do nas przy stole
-Wypadałoby się przywitać.-tonem głosu, ale i spojrzeniem skarcił córkę były siatkarz
-Cześć-rzuciła od niechcenia, mieszając łyżką w rosole
Takim akcentem rozpoczął się nasz obiad. Wszystkim, a w zasadzie mi i Bartkowi smakowało, więc jedliśmy praktycznie bez słowa. Moją uwagę co jakiś czas przykłuwała Mela, która to nie zjadła ani łyżki a jedynie odgarniała makaron na brzegi.
-Nie smakuje ci?- zerknęłam na nią znad talerza
-Nie, wszystko okej.-wydukała podpierając głowę ręką
-Jeśli chcesz to przygotuję ci coś innego, nie ma problemu.-zaproponowałam przyjaźnie, posyłając jej uśmiech
-Nie jestem głodna! Nie udawaj troskliwej mamusi!-warknęła wściekła, wstając
Zamurowało mnie. Czegoś takiego się nie spodziewałam, może wszystkiego, ale nie tego.
Miałam na nią krzyknąć? Wtedy miała by do mnie jeszcze większe wyrzuty, a tego nie chciałam.
-Co to ma być do jasnej cholery?! Jak ty się odzywasz do mamy?!-Bartosz nie wytrzymał, tego było za wiele. Nie mógł już tolerować tego, że nasza córka ma do mnie taki stosunek. Nie chciał na to pozwolić.
-Ona nie jest moją mamą! Nie nawidzę jej tato!-ze łzami w oczach wybiegła z pomieszczenia
Mi też się to udzieliło. Zaczęłam płakać. Nie dlatego, że było mi przykro z powodu jej zachowania. Po prostu czułam, że ją zawiodłam.
-Wróć tutaj! Amelia, wróć powiedziałem!-krzyczał, chcąc pójść za nią, ale chwyciłam go za przedramię-No co?! Ile można?! Nie zasłużyłaś sobie na to!-wbił we mnie swój wzrok zaciskając zęby
-To że będziesz na nią krzyczał nic nie da...-szlochałam, pociągając nosem-Ja sama...ja sama muszę to naprawić, wiesz? Muszę ją odzyskać. Nie było mnie przy niej, nie pamiętam jej a powinnam. Bartek! Ja wiem, że chcesz dobrze, ale zostaw to mi, okej?-otarłam łzy delikatnie przybliżając się do niego aż w końcu utonęłam w jego umięśnionym torsie.
Westchnął ciężko, wbijając wzrok w sufit. Ciężkie było i jest nasze wspólne życie. Głaszcząc mnie po głowie szepnął do mego ucha, że mnie kocha. To znaczyło więcej niż tysiąc słów.
Pozbierałam się, poukładałam sobie w głowie to co powinnam jej powiedzieć. Ależ to było trudne. Nie umiałam z nią rozmawiać, odkąd wyszłam ze szpitala to stała między nami taka betonowa ściana, która wszystko utrudniała.
Wolnym krokiem poszłam do niej. Zapukałam do drzwi, nie czekając na pozwolenie weszłam do środka i przez jakiś czas przyglądałam się jej jak siedziała na podłodze z opartymi plecami o łóżko i udawała, że szpera coś na tablecie.
Pamiętam jak dziś, serce waliło mi jak szalone. Głęboki wdech i niepewnie usadowiłam się obok niej.
"Chyba zawsze już
Tak będziemy pogmatwani
Wspólny adres nasze dzieci sny
Więc pomóż mi odnaleźć tamte dni"
Przedstawiam Wam pierwszy rozdział w kontynuacji "Podstawą siatkówki...". Sądzę, że nie wyszedł zły. Inspiracją do napisania 2. części stała się piosenka Urszuli "Na sen" :) To mi dało kopa do pisania ^^
Ej no, tak szybko to ja się rozdziału tu nie spodziewałam ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi zarówno matki jak i córki, obie cierpią, żadna nie jest winna. Musi im się ułożyć!
Całuje :*
Oczy mi zaszły łzami jak czytałam wypowiedź Amelki , strasznie jej współczuję ale jej matce jest tak samo ciężko jak jej o ile nie bardziej . Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i nie pitol mi ,że nie umiesz pisać !
OdpowiedzUsuńDziękuję, że mi uległaś i dodałaś już dzisiaj jedynkę! ^^
OdpowiedzUsuńNaprawdę smutne to jak czyta się o ich bólu :/ Biedna Flawia nie pamięta Meli, a Mela ma jej to za złe. Trzymam za nie kciuki ;)
Pozdrawiam i weny :*
Mam nadzieję, że wszystko się ułoży pomiędzy nimi :) Jeśli możesz informuj mnie :) www.lot-po-nasze-zycie-marzenia.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam właśnie poprzednią część opowiadania i dotarłam tutaj :) Smutnie się czyta o ich bólu, o tym jak bardzo boli ich ta nie pamięć. Czekam na następny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń