Translate

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

4.Love you, so don't let me down

Kilka dni zastanawiałam się nad tym co się ze mną dzieje. Potwornie się czułam. Nie mogłam pracować. Zapach farby do włosów powodował u mnie mdłości, nie byłam w stanie obsłużyć klientki a co dopiero zrobić coś w domu. Nim ugotowałam cokolwiek to kilka razy zaliczyłam muszlę klozetową. Boże, co to było! Pierwsze co to pomyślałam o grypie żołądkowej, bo Amelia ją niedawno miała, więc mogłam się zarazić, ale nie...to nie było to. Poszłam do lekarza, wzięłam L4 na kilka dni by dojść do siebie, bo otwieranie salonu i tak nie miało sensu. Musiałam odwołać wszystkie klientki! Podczas gdy Amelia była w szkole a Bartosz na wyjeździe z drużyną, wybrałam się do swojej siostry Dagmary. Dawno ich nie widziałam, zupełnie nie było czasu się spotkać.
Oliwier przygotowywał się do matury, Antek był w 3 klasie  podstawówki a Michał pracował jako kierownik hali sportowej. Jemu to stanowisko było wręcz przeznaczone. Kierować to on umiał doskonale. Wszystkim i wszystkimi.

-Co tam u was słychać?-stawiając mi przed nosem filiżankę z kawą zapytała zaciekawiona

-Jest świetnie, póki co nie mogę narzekać.-mój wyraz twarzy mówił wszystko

Szczęśliwa Winiarska zasiadła tuż obok, łapiąc mą dłoń.

-W końcu się układa, teraz będzie już tylko lepiej. No i ten pierścionek! Też muszę tego swojego Winiara do oltarza zaczochrać.-kiwnęła głową nakładając na talerzyk murzynka-Spróbuj, dzisiaj upiekłam.

Z wielkim zapałem sięgnęłam po kawałek by zaraz spróbować jej wypieku. Wszystko mi się cofnęło. Zakryłam usta dłonią wybiegając do łazienki. 
Brunetka wywaliła oczy, sądząc początkowo, że po prostu tym razem ciasto jej nie wyszło, ale po skonsumowaniu kawałka stwierdziła, że jednak jest okej.

-Wszystko okej?-stanęła pod drzwiami, nasłuchując nieprzyjemnych odgłosów

Nie mogłam z siebie niczego wydusić, więc dopiero jak mi przeszło i opłukałam twarz zimną wodą to wyszłam i powiedziałam:

-Nie wiem Daga, od jakiegoś czasu tak jest. Cokolwiek nie zjem to zaraz zwracam, nawet salon zamknęłam, bo nie daję rady pracować.-zrezygnowana opadłam bezwiednie na krzesło kuchenne

-W ciąży może jesteś?-spytała niepewnie, świdrując mnie spojrzeniem

Zaraz zaprzeczyłam.

-Coś ty, to by było dla mnie samobójstwo. Przez to mam założoną spiralkę. Po tym wypadku lekarz zastrzegł, żebym nawet nie próbowała zachodzić w ciążę, bo to może się źle skończyć.-rzekłam ot tak, ale zaraz ta myśl zajęła mą głowę-O mój Boże...-jęknęłam żałośnie

-Źle skończyć?-dopytała zaniepokojona

-Już w ciąży z Amelią miałam wielkie problemy, łożysko mi sie odkleiło a druga ciąża nawet nie wchodziłaby w grę z medycznego punktu widzenia. Zwłaszcza po tak ciężkim wypadku i wieloletniej śpiączce.-skrzywiłam się na samą myśl

-A co jeśli...Boże, Flawia. Musisz iść do ginekologa.-pogłaskała mnie po twarzy wyraźnie zatroskana

I tak też wróciłam do domu. Nie, nie mogłam spodziewać się drugiego dziecka. To by mnie zniszczyło. Nie...to by nas zniszczyło. Całą naszą trójkę...czwórkę...
Przez parę dni chodziłam jakby nieobecna. Zapisałam się do lekarza oczywiście, ale nawet przed wizytą nie odważyłam się wykonać testu. Nie, wolałam żyć w niepewności i móc wpierać sobie, że to tylko problemy z żołądkiem. Ale czy przez problemy z żołądkiem okres mógł mi się spóźniać?


(...)

Gabinet lekarza opuściłam totalnie załamana. Nie miałam powodów ku temu by się cieszyć, bo ciąża uznawana była za wysokiego ryzyka, więc lekarz natychmiast dał mi skierowanie do szpitala i tam też miałam spędzić czas aż do ewentualnego rozwiązania. O ile bym tę ciążę donosiła. To już inna sprawa. Żadna metoda antykoncepcji, jak to mówią nie jest 100 procentowa i tym razem, w moim przypadku niestety zawiodła. Nie wiedziałam co mam im powiedzieć. Jak porozmawiać z Amelią, żeby wszystko zrozumiała. Jak wyznać prawdę Bartoszowi. Chociaż...reakcji Bartosza się nie bałam. Obawiałam się jedynie Amelki, która znowu miała mnie stracić na długo, o ile nie bardzo długo.

Zadzwoniłam do Bartka żeby wcześniej przyjechał do domu, bo ktoś musiał zająć się naszą córką. Odrazu na wejściu spytał czy coś się stało a ja nie mogłam owijać w bawełnę. Opowiedziałam o wszystkim. Razem głowiliśmy się nad tym jak to przekazać Meli kiedy wróci ze szkoły. I niby już wiedziałam jak zacząć, ale jak pojawiła się w domu, taka wesoła, bo dostała 5 z matematyki to zabrakło mi języka w buzi. Podałam jej obiad, przez cały ten czas opowiadała jak to minął jej dzisiejszy dzień. Ryczeć mi się chciało, znowu ją zawiodłam.

-Kochanie, musimy ci o czymś powiedzieć.-zaczął Bartek, widząc że ja nie mogłam się do tego zabrać

-Tak?-spytała tak nieświadomie, kończąc jeść

-Amelko...-w końcu i ja się włączyłam. Postawiłam krzesło bliżej niej i usiadłam, grzebiąc jej palcami we włosach. Milczałam, patrzyłam w te jej oczka i nie miałam serca psuć tego co było, ale musiałam.-Kocham ciebie najmocniej na świecie, jesteś dla mnie najważniejsza i....-westchnęłam ciężko powstrzymując łzy-Muszę iść do szpitala.

-Jesteś chora?-odłożyła sztućce by zaraz usiąść na mych kolanach

-Nie...tzn...-błądziłam, nie mogąc się w tym odnaleźć

-Mama jest w ciąży, ma w brzuszku braciszka, albo siostrzyczkę. Coś jest nie tak, dlatego musi iść do szpitala.-wyjaśnił mój mąż

-Na długo?-jej głos zaczął się łamać

-Nie wiem Amelko, możliwe że na kilka miesięcy...-odpowiedziałam, spoglądając na nią

-Obiecałaś mi. Obiecałaś mi, że już mnie nigdy więcej nie zostawisz!-krzyczała płacząc-Dlaczego taka jesteś?! Nie kochasz mnie!

-Kocham, skarbie moje, kocham cię!-przykucnęłam przed nią, próbując ją uspokoić

-Nie wierzę ci już! Zawsze kłamałaś, zawsze!-wyrwała mi się, uciekając do swojego pokoju

-Amelia!-zawołaliśmy równocześnie, ale na marne

Nawaliłam, znowu...Ledwo mi się udało i wszystko popsułam. Co ze mnie za matka?! Zawiodłam swoje dziecko i to nie pierwszy raz... Osunęłam się pod ścianą, dławiąc łzami. Wszystko runęło. To co udało mi się odbudować, runęło.


"Well I'm sorry if it sounds kinda sad, it's just that 
Worried, so worried that you let me down 
Because I love you, love you
Love you, so don't let me down "









I już jest smutno. Tak jak mówiłam wcześniej :)


Tu już tak będzie, musicie przywyknąć.

Postanowiłam dodać 4. rozdział dzisiaj tak na dobry początek roku szkolnego :) Może to co napisałam optymistyczne nie jest, ale podejrzewam, że dzisiejszy dzień dla większości z Was jest identyczny? :D hehe
Ja już szkołę skończyłam, teraz pora wziąć się za pracę :) Pozdrawiam! <3

PS aaaaa! Kto chce być informowany, niech się wpisuje w zakładce, to mi ułatwi życie :D

3 komentarze:

  1. Nie wiem co napisać... xD Albo wiem, ale nie wiem od czego zacząć :p
    Pierwsza?! :D Więc... Amela niech chociaż pogada z rodzicami... No bo kurczę, może trochę to ich wina tak, ale Flawia miała teoretycznie zabezpieczenie... I ja się boję, że tak jak wcześniej pisałam, Melka ucieknie i złapie ją ktoś, kogo Flaw nie pamięta, ehh... Oby tylko udało się donosić jej tą ciążę, nawet jeśli mieliby robić w jakimś 6-7 miesiącu cesarkę... Ale nich Melka będzie miała rodzeństwo i wtedy powinna wszystko zrozumieć... ♡
    Miałam się pytać, czy już szkołę skończyłaś, ale z ust mi to wyjęłaś :D Ja tam się nawet cieszę, bo tęsknię za znajomymi, odpałami, beką na lekcjach... ;)
    Czekam na dłuższą piąteczkę! Weny i miłej pracy! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne *.*
    Tego to ja się za cholerę nie spodziewałam o.O Dlaczego nie dasz im się sobą nacieszyć?! Ty nie masz serca kobieto :D Mam nadzieję, że uda się jej donieść ciążę :) Fajnie by było jakby Amelia miała rodzeństwo ;3
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne, smutne ale genialne. Ale ty jesteś okrutna dla nich :D Mam nadzieję,że z Flawią będzie wszystko ok. Do następnego:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń